„Klub Matek Swatek” to powieść, która pod płaszczem zabawnej i romantycznej opowieści porusza bardzo aktualny problem współczesnych kobiet po trzydziestce. Co było dla Ciebie inspiracją do napisania tej niezwykłej książki?
Dobrze brzmiałaby „wnikliwa obserwacja socjologiczna”, ale przyznaję, że nie musiałam aż tak bardzo męczyć się tą obserwacją. Wystarczyło posłuchać mojej mamy, która solidaryzuje się ze swoimi koleżankami zamartwiającymi się „singielstwem” własnych dzieci. Niejednokrotnie próbowałam jej wytłumaczyć, że świat się zmienia i nie wszystkie kobiety chcą mieć męża i dzieci, ale ona uparcie twierdzi, że „na pewno wszystkie chcą, tylko jeszcze o tym nie wiedzą, a jak już się dowiedzą, to może być za późno. I się zmarnują”. Cóż… Zaczęłam się zastanawiać, co by było, gdyby takie matki nagle zdecydowały się nie tylko narzekać, ale naprawdę wziąć sprawy w swoje ręce? Gdyby się zorganizowały, zaczęły intrygować, swatać po kryjomu? Przerażające, prawda? A zarazem bardzo inspirujące…

Czy będą kontynuacje przygód „Klubu Matek Swatek”?

„Matki Swatki” dopiero się rozgrzewają. Znalazły sobie nową współpracownicę i właśnie dostały kolejne zlecenie, i to międzynarodowe! Na pewno, nie bacząc na żadne niebezpieczeństwa, ignorując wszelkie obowiązujące zasady, połączą jeszcze wiele samotnych serc. I to nie tylko w Krakowie. „Matki Swatki” wyruszą w świat.

Kim jest Ewa Stec prywatnie? Co lubi, co ogląda, czego słucha?

Matką i żoną, która stara się żonglować dziećmi, pracą, mężem, domem, realizować siebie i nie dostać przy tym po głowie. A kiedy mi się nie udaje, kiedy tracę balans, kiedy dopada mnie depresja zimowa, letnia czy przesilenie wiosenne, zakładam dres, adidasy, zostawiam męża na pastwę dzieci i namiętnie biegam, słuchając przy tym dobrej muzyki. Podsumowując: jestem meteopatką z zacięciem sportowym. Choć muszę przyznać, ostatnio na poprawę samopoczucia zbyt często zamiast joggingu wybieram kawę i kawałek czekolady. To rzecz jasna tylko i wyłącznie wina pogody… na Wyspach ciągle pada…

Myślę, że możemy śmiało stwierdzić, iż drugoplanową rolę w Twoich powieściach odgrywa Kraków. Jakie wspomnienia łączą się z tym miastem?

Kraków fascynował mnie, odkąd pamiętam – od pierwszej wycieczki, na którą, kiedy byłam mała, zabrali mnie rodzice. Wtedy właśnie postanowiłam, że kiedyś będę tu studiować i mieszkać. To takie marzenie, które się spełniło. Mam nadzieję, że uda mi się jeszcze kiedyś wrócić do Krakowa na dłużej. I zweryfikować moje wspomnienia, które wydają się dziwnie sielankowe…

Powiedziałaś kiedyś, że nie wykluczasz jeszcze kilku zmian miejsca zamieszkania wraz ze swoją rodziną. Czy w najbliższym czasie planujecie jakąś przeprowadzkę?

W Londynie na pewno spędzimy najbliższe trzy lata, bo tyle brakuje mojemu mężowi do skończenia specjalizacji. Potem może Australia? Nowa Zelandia? Nadal nas „nosi”, ale muszę przyznać, że odczuwamy już pewne zmęczenie emigracyjnym życiem. Brakuje nam rodziny. Polskich produktów. Od jakiegoś czasu po chleb i wędliny jeździmy specjalnie do polskiego sklepu, chociaż to daleko. Dlatego trudno mi przewidzieć, jaką decyzję podejmiemy za trzy lata. Może właśnie powrót do kraju będzie naszą najbliższą przeprowadzką?

Czy masz jakieś szczególne preferencje, jeśli chodzi o warunki pisania. Czy piszesz pod wpływem chwili?

Pisanie pod wpływem chwili jest luksusem, który nie zdarza się często. Piszę, kiedy mam spokój, czyli wtedy kiedy dzieci są w szkole, w przedszkolu albo kiedy śpią. Natomiast wszystko to, co wpadnie mi do głowy, kiedy nie mam warunków do pracy, zawsze notuję, a następnie staram się ów pomysł czy myśl wykorzystać później.

Jakie masz plany na najbliższy rok?

Napisać kolejny tom „Matek Swatek”.

Jeszcze niedawno byłaś debiutantką, a „Klub Matek Swatek” to już Twoja trzecia książka. Jak się z tym czujesz?

Jeszcze wiele muszę się nauczyć. Uważam jednak, że mam wielkie szczęście, bo robię w życiu to, co lubię, i pomimo że „KMS” to już moja trzecia książka, pisanie nadal traktuję bardziej jak hobby niż pracę.

Rozmawiała Daria Strzelecka 

Najczęściej zadawane pytania



Podobne artykuły:

Co potrzeba zakładając piekarnię?

Wersja do druku