Zrozumieć świat, posmakować jego piękna i okropności. Zjeść pieczonego karalucha na targu. Zgubić się i odnaleźć. Zaprzyjaźnić się ze sprzedawcą misek z kokosa. Tak lubię najbardziej (Beata Pawlikowska, Blondynka w kwiecie lotosu). Wydawnictwo National Geographic wydało właśnie najnowszą książkę Beaty Pawlikowskiej – Blondynka w kwiecie lotosu.

Tym razem najbardziej znana w Polsce Blondynka przemierza kraje buddyzmu, gdzie ludzie są spokojni, nie buntują się przeciwko otaczającemu ich światu, akceptując boski porządek rzeczy.
Beata Pawlikowska opisuje swoje wędrówki po Himalajach i Tybecie oraz Sri Lance i Indiach.
Opór organizmu, jaki trzeba pokonać, aby zrobić kilka kroków w Himalajach, może wydać się nie do pokonania. Ale warto go przezwyciężyć. Dlatego czasem lepiej jest wyłączyć mózg i dać się unieść w zupełne rejony podświadomości, która sama znajdzie idealny dla siebie rytm. Kiedy już uda  zatopić się w tamtejszą rzeczywistość, to nawet człowieka rozmawiającego z kozą nie postrzegamy jako coś nienaturalnego. A kwintesencją natury człowieka Himalajów jest kwiat lotosu, uznawany za święty kwiat wschodnich religii i ludzkich dusz, ponieważ odzwierciedla czystość i wierność własnym poglądom, bez względu na wpływ otoczenia.


Z Nepalu udajemy się z autorką do Tybetu – kraju, którego właściwie nie ma, ale żyje dzięki ludziom, niezłomności mnichów i Dalajlamy. Pawlikowska z wrodzonym poczuciem humoru wprowadza czytelnika w świat o lata świetlne odległy cywilizacyjnie od europejskiego systemu wartości. Dotykając tamtej rzeczywistości, stara się ją zrozumieć i wytłumaczyć. Zgłębia zasady wyboru Dalajlamy na przywódcę narodu, zanurzając się w świat Pałacu Potala, bez zmrużenia oka pije herbatę z masłem z mleka jaka i zachwyca się prostą potrawą z soczewicy. Nie udało jej się tylko spróbować przysmaku Dalajlamy – ciasta nadziewanego mięsem, usmażonego na maśle.
Następnym przystankiem w tej dalekowschodniej wędrówce jest Sri Lanka, gdzie życie ludzi podporządkowane jest herbacie, a krajobraz przyprawia o zawrót głowy. Uszczypnęłam się. (…) Jezioro było pełne nieba, choć równie dobrze można by powiedzieć, że niebo wpadło do jeziora i było pełne wody. Magiczny świat wrażeń nie przysłania autorce obrazu rzeczywistości – biedy, a właściwie ubóstwa ludzi, którzy skazani są na życie bez perspektyw na lepsze jutro.


Ostatnim etapem tej dalekowschodniej wędrówki szlakiem buddyzmu są Indie kontynentalne ze swoim bogactwem dziedzictwa kulturowego. Pawlikowska zatapia się w zgiełk New Delhi, wędruje przez pustynię Thar, aby dotrzeć pod granicę z Pakistanem do małej wioski Deshnok, gdzie z niedowierzaniem zwiedza Świątynię Szczurów. Małe gryzonie są tam czczone niczym bóstwa. Autorka, znana ze swojej determinacji w poznawaniu świata w jego odmienności, tutaj nie była w stanie oddać się otaczającej ją szczurzej rzeczywistości. Z przerażeniem patrzyła na małe gryzonie obecne w każdym zakamarku, siadające na jej ramieniu czy szczypiące w nogi. Na koniec wizyty w świątyni zobaczyła białego szczura, co okazało się być wielkim błogosławieństwem
i zapowiedzią czekającego ją bogactwa.


Najczęściej zadawane pytania



Podobne artykuły:


Wersja do druku