Kamila Shamsie - Sól i szafran
Spis treści
Autor
Miłość pachnąca szafranem...
czy może być coś bardziej ekscytującego?
Oczywiście! Na przykład rodzinna klątwa, która w sposób nierozerwalny łączy ze sobą kolejne pokolenia klanu Dard-e-Dil. Gdy do garnka burzliwych dziejów dorzucić jeszcze szczyptę odpowiednich przypraw, powstanie zmysłowa i cudowna gawęda o namiętnościach i... jedzeniu, głęboko skrywanych tajemnicach i sile rodzinnych więzi.
Rodzina Dard-e-Dil znana jest ze swoich obojczyków i zamiłowania do opowieści. Aliya może i nie odziedziczyła po przodkach patrycjuszowskiego wyglądu, ale tak samo jak oni pada ofiarą rodzinnych legend, sięgających jeszcze czasów Tamerlana. Członkowie tego arystokratycznego i ekscentrycznego klanu sypią opowieściami jak z rękawa, ale mają też swoje tajemnice.Mrocznym sekretem rodziny Dard-e-Dil jest klątwa „nie-całkiem bliźniąt”. Aliya zaczyna wierzyć, że jest kolejną „nie-całkiem bliźniaczką”, połączoną tajemniczą, kosmiczną więzią ze swoją ciotką Mariam, co nie wróży niczego dobrego.„Mariam Apa” zjawia się w rodzinie Dard-e-Dilów tego samego dnia, w którym na świat przychodzi Aliya, i utrzymuje, że jest córką zaginionego przed laty Taimura, stryjecznego dziadka Aliyi. Oprócz charakterystycznych obojczyków, Mariam nie dysponuje żadnym dowodem pokrewieństwa z Dard-e-Dilami, ale spotyka się z serdecznym przyjęciem i zostaje przygarnięta na łono rodziny. Milcząca i tajemnicza, porozumiewa się tylko z Masoodem, kucharzem, z którym ustala codzienne menu dla wszystkich domowników. Pod jej kierownictwem Masood wzbija się na wyżyny kulinarnej perfekcji. To właśnie dzięki niemu opowieści Aliyi przesycone są aromatem egzotycznych pulaos i soczystych kebabów. Zderzenie jedzenia i miłości doprowadza jednak do rodzinnego skandalu.Historia Mariam nabiera szczególnego znaczenia, gdy Aliya również zakochuje się w chłopaku nieodpowiedniego pochodzenia, Khaleelu. Aliya postanawia rozwikłać tajemnicę Mariam i rozwiązać własny problem, a przy okazji dowiedzieć się, na czym naprawdę polega rodzinna klątwa.Kamila Shamsie jest wspaniałą gawędziarką oraz pełną ciepła i entuzjazmu pisarką. Liczne anegdoty o Dard-e-Dilach składają się na opowieść o większym zasięgu - historię rozciągającą się na cały rozdarty naród i cały subkontynent, od czasów muzułmańskich najazdów do podziału Indii i Pakistanu. Jest to książka magiczna, ukazuje siłę opowieści, które stają się mitami, przenikają do podręczników historii i wkraczają w nasze życie.RECENZJE:„Opowieść zabawna, mądra i romantyczna... może Kamila Shamsie to nasza nowa, wielonarodowościowa Nancy Mitford; kosmopolitka, według której miłość jest w stanie przytrafić się nam wszędzie, tak na równiku, jak i na biegunie... Strasznie mi się to podoba” - Barbara Trapido „Shamsie wie, że to co bardzo poważne bywa też bardzo śmieszne... książka inteligentna i pięknie napisana, skrząca się humorem, kalamburami i aluzjami, pełna przepysznych przepisów na życie i miłość” - Independent „Kamila Shamsie stworzyła bujny, kolorowy świat” - TLS„Mądra, dowcipna i pomysłowa.... Shamsie pisze z humorem i wyczuciem przypominającym Rushdiego” - Publishers Weekly„Połączenie Boga Rzeczy Małych i Ewy Luny... egzotyczne i mistyczne, ale opowiedziane po codziennemu, co tylko podkreśla romantyzm tej książki” - Minx„Pisarska swada Shamsie nosi znamiona innego pisarza z subkontynentu i literackiego pioniera - Salmana Rushdiego” - Eastern EyeO AUTORCE:Kamila Shamsie urodziła się 13 sierpnia 1973 roku w Karachi w Pakistanie. Jej pierwszą powieść, In the City by the Sea, wydaną w roku 1998, nominowano do nagrody John Llewelyn Rhys/Mail on Sunday. W roku 1999 otrzymała Literacką Nagrodę Premiera Pakistanu. Mieszka w Londynie i Karachi.Kamila Shamsie jest wspaniałą gawędziarką oraz pełną ciepła i entuzjazmu pisarką.
FRAGMENT POWIEŚCI: Jedną z indyjskich krewnych poznałam lata temu, w Karaczi. Pamiętam, że tego dnia ubrana byłam w koszulkę z dziurą po kuli. Fakt, że nie miałam jej na sobie w momencie, gdy dziura powstała, w niczym mi nie przeszkadzał. Nie pozbawiał kultowej kreacji swej wojennej chwały i nie odciągał uwagi od jej sfatygowanego splendoru. Dhobi wiózł nam właśnie świeżo wypraną bieliznę, gdy ktoś strzelił w jego wózek, ciągnięty przez osła. Nie zdołano ustalić motywów tego czynu. Nie wiadomo, czy stał za nim jakiś sekciarz (nasz dhobi był szyitą), czy też dosłownie osioł (osioł naszego dhobi trzy razy z rzędu wygrał zawody, co podobno bardzo rozzłościło niejakiego pana Billo, który nie miał jednego palca, i dlatego należało się mieć przed nim na baczności). Osioł stracił koniuszek ucha, a moja koszulka wyhaftowaną literkę W. Od tego momentu widniejący na niej napis głosił: NIE KURZAJ MNIE! Osioł uzyskał bardziej aerodynamiczny kształt, a ja na pewien czas uzyskałam przydomek Kurzaj, który w skrytości ducha uwielbiałam. Brat Samii, Sameer, powiedział kiedyś: „Nie ma czegoś takiego jak dygresja, jest tylko dodatkowy szczegół”.Więc, jak mówiłam, miałam siedem czy osiem lat, gdy szofer odwoził mnie i koleżankę z jakichś urodzin. Nie miałam jeszcze ochoty wracać do domu, więc kazałam szoferowi zawieźć mnie do Samii i Sameera.Gdy wkroczyłam do bawialni, gdzie zgromadził się spory tłumek krewnych, nikt na mnie nawet nie spojrzał. Uwaga wszystkich skupiona była na siwowłosej kobiecie w sari, która zapalała właśnie papierosa. Oznajmiła ona: „Ja papierosy traktuję tak, jak Prufrock łyżeczki do kawy”. Wyobraziłam sobie tę Prue Frock: wysoką, szczupłą i rudowłosą, w sukni. Pomyślałam, że to pewnie jakaś Angielka, którą ta nieznajoma poznała w młodości, jeszcze za czasów rządów brytyjskich. Oczyma wyobraźni widziałam ją, jak podnosi do ust trzonek łyżeczki i wydmuchuje srebrzysty dym. Pamiętam, że chciałam zrobić na nieznajomej wrażenie – tyle tylko, że wcale nie wydawała mi się nieznajoma. Było w niej coś bliskiego... Czy faktycznie tak wtedy myślałam, czy też myślę tak dopiero teraz? Wiem na pewno, że chciałam zrobić na niej wrażenie. Zaczęłam więc bawić się dziurą po kuli, żeby przyciągnąć jej uwagę. W tym momencie w drzwiach za mną pojawiła się mama Sameera – moja ciocia, Zainab – i poprosiła swojego szofera, żeby odwiózł mnie do domu.– Jedna z krewnych Zaheera była u nas na podwieczorku – Zainab Phupi wyjaśniła później mojej mamie. – Pech chciał, że oprócz niej zjawił się cały pultan moich krewnych, więc odchodziłam już od zmysłów, i kolejne dziecko, którego trzeba pilnować, nie było mi potrzebne do szczęścia.Aby odwrócić uwagę od mojej hańby, spytałam tatę:– Kim jest ta Prue i co ma wspólnego z papierosami i łyżeczkami do kawy?Nie dał mi satysfakcjonującej odpowiedzi, ale następnego dnia, gdy powtórzył to Dadi, myślałam, że babcia za chwilę umrze. Przycisnęła dłoń do serca, a drugą ręką chwyciła mnie za ramię, paznokciami wbijając się w żywe ciało.– Krewna Zaheera Phupy – powiedziałam i powtórzyłam uwagę srebrnowłosej kobiety. – Dadi, co się stało?Dadi odepchnęła mnie, sięgnęła po telefon i drżącymi, upierścienionymi palcami wystukała sześciocyfrowy numer swojej siostrzenicy.– Zainab, gdzie ona jest? – powiedziała władczym głosem do słuchawki. – Wiem, że tam jest. Zaraz u was będę.Byłam na tyle blisko, że usłyszałam odpowiedź Zainab Phupi:– Była tu tylko na jeden dzień. Teraz jest już w drodze do Anglii.Dadi zamknęła oczy i spuściła głowę. Musiała też wydać jakiś dźwięk, choć nie pamiętam, żebym go usłyszała, bo Zainab Phupi stwierdziła:– Byliśmy przekonani, że nie chcesz jej widzieć. Zawsze mówiłaś...– Zawsze! Co ty wiesz o zawsze? Dorastałyśmy razem. – Dadi powiedziała to tak, jak zdetronizowana monarchini mogłaby powiedzieć: „razem panowałyśmy nad światem”. – Nie widziałam jej ponad trzydzieści pięć lat, a wy po prostu zakładacie, że zawsze mnie rozumiecie. Krew jest gęstsza niż czas, krew jest gęstsza... – Po czym usiadła na zimnej, marmurowej posadzce i zapłakała.Był to chyba jeden z tych momentów, gdy wyobraźnią nadrabiam luki w pamięci. Jestem prawie gotowa przysiąc, że pamiętam, jak Mariam Apa otacza Dadi ramionami i kołysze ją uspokajająco.Samia szturchnęła mnie, więc uniosłam głowę, którą opierałam o pokryte brudem okno metra.– Jet lag. To nasz przystanek?Metro pędziło dalej, więc Samia nawet nie zaszczyciła mnie odpowiedzią.– Jakiś przystojny desi nie może oderwać od ciebie wzroku. Obok tej kobiety z fioletowymi włosami.Pozornie niedbałym ruchem odrzuciłam włosy na bok, zmieniając nieco kąt patrzenia.– Gdzie?– Właśnie wstał – szepnęła.Spojrzałam na mężczyznę, zmierzającego w moją stronę. Nagle poczułam straszną ochotę żeby też wstać i spotkać się z nim w pół drogi. Gdzieś pomiędzy fioletawowłosą kobietą a Samią, i objąć go.– Cześć, Aliya – powiedział, siadając naprzeciwko. – Pamiętasz mnie? – oparł stopę na kolanie, a dłoń położył na adidasie. Palcami mógł spokojnie sięgnąć od czubka buta do kostki.– Samolot – powiedziałam tak niefrasobliwie, jak tylko mogłam. – Siedziałeś po drugiej stronie przejścia. I podałeś mi walizkę.Wyciągnął rękę.– Cal.– Nie wyglądasz na Caleba – oświadczyła Samia, podając mu rękę zanim ja zdążyłam się ruszyć. – Jestem jej starszą kuzynką.– Witaj, starsza kuzynko. Właściwie nazywam się Khaleel. Ale gdy mieszkasz na Zachodzie, urodziłaś się w miejscowości o nazwie Doopay, a twoje nazwisko brzmi Ass, nie chcesz dalej pogrążać się z powodu imienia, które według niektórych brzmi zupełnie jak charknięcie. To „kh”, rozumiecie?– Mogło być gorzej – wyszczerzyła się Samia. – Mógłbyś nosić imię Kuth.– To mój starszy brat.– Zmyślasz – stwierdziłam.Odwrócił się, żeby na mnie znowu spojrzeć.– Może i tak, ale do tego nie przyzna się żaden dobry gawędziarz.– Przez cały lot z Bostonu do Londynu widziałam, jak postukujesz palcami o adidasy – powiedziałam. – Niezła rozpiętość – co jakiś czas kontrolę nad moim aparatem mowy przejmuje złośliwy demon, który każe mi rzucać uwagi tego typu. Wyciągnęłam rękę i przyłożyłam dłoń do dłoni Khaleela. Zgiął palce, naciskając na końce moich paznokci. Kciukiem dotykając lekko pieprzyka na moim wskazującym palcu. Pomyślałam o meczetach, kościołach i dywanikach modlitewnych. Złożone ręce. Dłoń na dłoni. Złączone palce, naśladujące wieżę. Jaka święta moc kryje się w dłoniach?Nie chcę przez to powiedzieć, że moje myśli w tym momencie należały do pobożnych.Cofnęłam rękę. ...cd w książce...
Wersja do druku
FRAGMENT POWIEŚCI: Jedną z indyjskich krewnych poznałam lata temu, w Karaczi. Pamiętam, że tego dnia ubrana byłam w koszulkę z dziurą po kuli. Fakt, że nie miałam jej na sobie w momencie, gdy dziura powstała, w niczym mi nie przeszkadzał. Nie pozbawiał kultowej kreacji swej wojennej chwały i nie odciągał uwagi od jej sfatygowanego splendoru. Dhobi wiózł nam właśnie świeżo wypraną bieliznę, gdy ktoś strzelił w jego wózek, ciągnięty przez osła. Nie zdołano ustalić motywów tego czynu. Nie wiadomo, czy stał za nim jakiś sekciarz (nasz dhobi był szyitą), czy też dosłownie osioł (osioł naszego dhobi trzy razy z rzędu wygrał zawody, co podobno bardzo rozzłościło niejakiego pana Billo, który nie miał jednego palca, i dlatego należało się mieć przed nim na baczności). Osioł stracił koniuszek ucha, a moja koszulka wyhaftowaną literkę W. Od tego momentu widniejący na niej napis głosił: NIE KURZAJ MNIE! Osioł uzyskał bardziej aerodynamiczny kształt, a ja na pewien czas uzyskałam przydomek Kurzaj, który w skrytości ducha uwielbiałam. Brat Samii, Sameer, powiedział kiedyś: „Nie ma czegoś takiego jak dygresja, jest tylko dodatkowy szczegół”.Więc, jak mówiłam, miałam siedem czy osiem lat, gdy szofer odwoził mnie i koleżankę z jakichś urodzin. Nie miałam jeszcze ochoty wracać do domu, więc kazałam szoferowi zawieźć mnie do Samii i Sameera.Gdy wkroczyłam do bawialni, gdzie zgromadził się spory tłumek krewnych, nikt na mnie nawet nie spojrzał. Uwaga wszystkich skupiona była na siwowłosej kobiecie w sari, która zapalała właśnie papierosa. Oznajmiła ona: „Ja papierosy traktuję tak, jak Prufrock łyżeczki do kawy”. Wyobraziłam sobie tę Prue Frock: wysoką, szczupłą i rudowłosą, w sukni. Pomyślałam, że to pewnie jakaś Angielka, którą ta nieznajoma poznała w młodości, jeszcze za czasów rządów brytyjskich. Oczyma wyobraźni widziałam ją, jak podnosi do ust trzonek łyżeczki i wydmuchuje srebrzysty dym. Pamiętam, że chciałam zrobić na nieznajomej wrażenie – tyle tylko, że wcale nie wydawała mi się nieznajoma. Było w niej coś bliskiego... Czy faktycznie tak wtedy myślałam, czy też myślę tak dopiero teraz? Wiem na pewno, że chciałam zrobić na niej wrażenie. Zaczęłam więc bawić się dziurą po kuli, żeby przyciągnąć jej uwagę. W tym momencie w drzwiach za mną pojawiła się mama Sameera – moja ciocia, Zainab – i poprosiła swojego szofera, żeby odwiózł mnie do domu.– Jedna z krewnych Zaheera była u nas na podwieczorku – Zainab Phupi wyjaśniła później mojej mamie. – Pech chciał, że oprócz niej zjawił się cały pultan moich krewnych, więc odchodziłam już od zmysłów, i kolejne dziecko, którego trzeba pilnować, nie było mi potrzebne do szczęścia.Aby odwrócić uwagę od mojej hańby, spytałam tatę:– Kim jest ta Prue i co ma wspólnego z papierosami i łyżeczkami do kawy?Nie dał mi satysfakcjonującej odpowiedzi, ale następnego dnia, gdy powtórzył to Dadi, myślałam, że babcia za chwilę umrze. Przycisnęła dłoń do serca, a drugą ręką chwyciła mnie za ramię, paznokciami wbijając się w żywe ciało.– Krewna Zaheera Phupy – powiedziałam i powtórzyłam uwagę srebrnowłosej kobiety. – Dadi, co się stało?Dadi odepchnęła mnie, sięgnęła po telefon i drżącymi, upierścienionymi palcami wystukała sześciocyfrowy numer swojej siostrzenicy.– Zainab, gdzie ona jest? – powiedziała władczym głosem do słuchawki. – Wiem, że tam jest. Zaraz u was będę.Byłam na tyle blisko, że usłyszałam odpowiedź Zainab Phupi:– Była tu tylko na jeden dzień. Teraz jest już w drodze do Anglii.Dadi zamknęła oczy i spuściła głowę. Musiała też wydać jakiś dźwięk, choć nie pamiętam, żebym go usłyszała, bo Zainab Phupi stwierdziła:– Byliśmy przekonani, że nie chcesz jej widzieć. Zawsze mówiłaś...– Zawsze! Co ty wiesz o zawsze? Dorastałyśmy razem. – Dadi powiedziała to tak, jak zdetronizowana monarchini mogłaby powiedzieć: „razem panowałyśmy nad światem”. – Nie widziałam jej ponad trzydzieści pięć lat, a wy po prostu zakładacie, że zawsze mnie rozumiecie. Krew jest gęstsza niż czas, krew jest gęstsza... – Po czym usiadła na zimnej, marmurowej posadzce i zapłakała.Był to chyba jeden z tych momentów, gdy wyobraźnią nadrabiam luki w pamięci. Jestem prawie gotowa przysiąc, że pamiętam, jak Mariam Apa otacza Dadi ramionami i kołysze ją uspokajająco.Samia szturchnęła mnie, więc uniosłam głowę, którą opierałam o pokryte brudem okno metra.– Jet lag. To nasz przystanek?Metro pędziło dalej, więc Samia nawet nie zaszczyciła mnie odpowiedzią.– Jakiś przystojny desi nie może oderwać od ciebie wzroku. Obok tej kobiety z fioletowymi włosami.Pozornie niedbałym ruchem odrzuciłam włosy na bok, zmieniając nieco kąt patrzenia.– Gdzie?– Właśnie wstał – szepnęła.Spojrzałam na mężczyznę, zmierzającego w moją stronę. Nagle poczułam straszną ochotę żeby też wstać i spotkać się z nim w pół drogi. Gdzieś pomiędzy fioletawowłosą kobietą a Samią, i objąć go.– Cześć, Aliya – powiedział, siadając naprzeciwko. – Pamiętasz mnie? – oparł stopę na kolanie, a dłoń położył na adidasie. Palcami mógł spokojnie sięgnąć od czubka buta do kostki.– Samolot – powiedziałam tak niefrasobliwie, jak tylko mogłam. – Siedziałeś po drugiej stronie przejścia. I podałeś mi walizkę.Wyciągnął rękę.– Cal.– Nie wyglądasz na Caleba – oświadczyła Samia, podając mu rękę zanim ja zdążyłam się ruszyć. – Jestem jej starszą kuzynką.– Witaj, starsza kuzynko. Właściwie nazywam się Khaleel. Ale gdy mieszkasz na Zachodzie, urodziłaś się w miejscowości o nazwie Doopay, a twoje nazwisko brzmi Ass, nie chcesz dalej pogrążać się z powodu imienia, które według niektórych brzmi zupełnie jak charknięcie. To „kh”, rozumiecie?– Mogło być gorzej – wyszczerzyła się Samia. – Mógłbyś nosić imię Kuth.– To mój starszy brat.– Zmyślasz – stwierdziłam.Odwrócił się, żeby na mnie znowu spojrzeć.– Może i tak, ale do tego nie przyzna się żaden dobry gawędziarz.– Przez cały lot z Bostonu do Londynu widziałam, jak postukujesz palcami o adidasy – powiedziałam. – Niezła rozpiętość – co jakiś czas kontrolę nad moim aparatem mowy przejmuje złośliwy demon, który każe mi rzucać uwagi tego typu. Wyciągnęłam rękę i przyłożyłam dłoń do dłoni Khaleela. Zgiął palce, naciskając na końce moich paznokci. Kciukiem dotykając lekko pieprzyka na moim wskazującym palcu. Pomyślałam o meczetach, kościołach i dywanikach modlitewnych. Złożone ręce. Dłoń na dłoni. Złączone palce, naśladujące wieżę. Jaka święta moc kryje się w dłoniach?Nie chcę przez to powiedzieć, że moje myśli w tym momencie należały do pobożnych.Cofnęłam rękę. ...cd w książce...
Najczęściej zadawane pytania
Podobne artykuły:
wpadki w tvWersja do druku
Szukaj
12 powodów, żeby zwiedzić Maderę
Uznana po raz 10 z rzędu najlepszą wyspiarską destynacją świata przez World Travel Awards, Madera pozostaje jednym z najbardziej egzotycznych kierunków eu
Niacynamid – wszechstronny składnik w dziedzinie pielęgnacji skóry
Niacynamid, znany również jako witamina B3 lub PP, stał się jednym z najpopularniejszych składników w kosmetologii. Jego wszechstronność, de
Zimowy wystrój wnętrz – jak stworzyć magiczną atmosferę na cały sezon?
Zima to niezwykły czas, kiedy wnętrza naszych domów zyskują na znaczeniu jako przestrzenie ciepła, relaksu i spotkań. To nie tylko okres Świąt Bo�
Jaka praca na okres świąteczny?
Okres przedświąteczny to wyjątkowo gorący czas w roku. W związku z tym wiele przedsiębiorstw potrzebuje dodatkowych rąk do pracy. Z kolei znaczna częś�
Dobry prawnik od nieruchomości — co powinno go cechować?
Rynek nieruchomości to obszar, w którym szczególnie ważna jest znajomość przepisów prawnych i ich praktycznego zastosowania. Każda tra