Stolica Rosji od setek lat ma drugie "dno". Drogę pod powierzchnię znaleźć mogą tylko ci, którzy nie pasują już do prawdziwego świata. Schizofreniczka Galina, leniwy policjant Jakow i bezdomny pijak Fiodor pasują tam jak ulał, ale rzucają się w głąb innej Moskwy tylko dlatego, że na ich oczach znikają ludzie, a pojawiają się ptaki.
W "Tajemnej historii Moskwy" bardzo szybko podejrzenie, że ludzie-ptaki to tylko halucynacje chorej dziewczyny zmienia się w pewną irytację, przez analogię do Londynu Nad i Pod z "Nigdziebądź" Gaimana (jeśli ktoś książkę tą czytał). Na szczęście wrażenie naśladownictwa szybko ustępuje miejsca zachwytowi nad malowniczością, obrazowością i baśniowością powieści Sedii. Od pierwszego rozdziału w podziemnym świecie ma się wrażenie, że czyta się cudowną bajkę dla dorosłych. Wrażenie to potęguje jeszcze fakt, że pod powierzchnię zeszli wszyscy dawni rosyjscy bogowie, których bohaterowie znają z opowieści, książeczek i seriali telewizyjnych. Na pewno jeszcze większą frajdę podczas lektury będą mieć rodacy Sedii, dla których wszystkie te postaci są znane tak, jak dla nas Bolek, Lolek i pies Reksio.

Gdybym koniecznie chciała się do czegoś doczepić, zarzuciłabym Ekaterinie Sedii nadmiar przymiotników, który na początku dość mocno mnie irytował. Po namyśle stwierdzam jednak, że bez nich książka nie miała by tej plastyczności, która wyróżnia rosyjską prozę. "Tajemna historia Moskwy", przez przywoływanie wspomnień kartonowych kalejdoskopów, zielonkawych wodników i uroczych rusałek tak przyjemnie kojarzy mi się z dzieciństwem, że nie mogę napisać o niej nic innego niż "WSPANIAŁA KSIĄŻKA!"



Najczęściej zadawane pytania



Podobne artykuły:


Wersja do druku