Jedzenie, waga, rozmiar, tłuszcz. Magiczne słowa niemal każdej kobiety. Znalezienie takiej, która nie uważa/uważała się za grubą lub nie była/nie zamierza być na diecie graniczy z cudem. Czy istnieje w ogóle coś takiego, jak zdrowy stosunek kobiety do jedzenia?
Candida Crewe na ponad dwustu stronach swojej książki zawarła pełną autobiograficznych wątków prezentację obsesji dietetycznej, ukazując, jak podczas każdego spotkania z drugą kobietą, albo grupą znajomych zachowania przy stole układają się w skomplikowaną grę pozorów, a jednocześnie walkę z własnymi słabościami. Crewe na każdym kroku podkreśla, że istnieją kobiety o zupełnie nie naznaczonym dysfunkcyjnością stosunku do wagi, ale są równie często spotykane, co białe kruki. Smutna rzeczywistość wygląda w ten sposób, że płeć piękna utożsamia dobre samopoczucie z głodem, jednocześnie uważając jedzenie za największą przyjemność świata.

Na potrzeby "Zjadając siebie" Crewe odkurzyła swoją biografię by znaleźć momenty odpowiedzialne za anoreksję, bulimię i odrzucenie odzieży w kolorze innym niż czerń. Wbrew pozorom na nic konkretnego nie natrafia, jest po prostu jeszcze jedną z nas, która patrzyła na głodzące się, popularne w szkole koleżanki i modelki na okładkach magazynów. Od innych książek opowiadających o zaburzeniach odżywiania "Zjadając siebie" różni się tym, że zapisom najtragiczniejszych momentów Crewe nie poświęca zbyt wiele uwagi raczej przytaczając anegdoty z życia towarzyskiego i opowiadając o problemach znajomych kobiet. Dość lekka forma i pewne unormowanie się spojrzenia autorki na własną wagę w pewnym sensie tchnie optymizmem, bo pokazuje, że kobiety nie zawsze kończą tragicznie.

Zaskakuje szczerość i brak wstydu Crewe przy opisywaniu absurdalności swoich zachowań, a lektura "Zjadając siebie" pozwala z pewnego dystansu spojrzeć na własne problemy żywieniowe i pomyśleć o nich z pewną ironią. Chyba pomaga.


Najczęściej zadawane pytania



Podobne artykuły:


Wersja do druku