Autorkę interesują „współczesne” relacje międzyludzkie: kruche, zbudowane na kłamstwie, fałszu, grze pozorów. Relacje, w których coraz mniej miejsca na prawdziwą bliskość i – co najważniejsze – zaufanie. Relacje podszyte aktorstwem. Ważnym tematem, który przewija się w tomiku, jest tworzenie nieprawdziwego, z pozoru idyllicznego, a w rzeczywistości kulawego, obrazu naszego związku.
Dlaczego go tworzymy? Przede wszystkim dla otoczenia: naszych rodziców, dzieci, współpracowników, znajomych – a czasem dla nas samych. Wiersze Agnieszki Żelazko z jednej strony poruszają kwestię kłamstwa wypowiedzianego głośno (według Autorki łatwiej żyć z rzeczywistością, którą się zna), z drugiej pokazują, dużo bardziej niebezpieczną sferę niedomówień i milczenia.

W wierszach Agnieszki Żelazko niejednokrotnie – jak w lustrze - odbijamy się my sami, jako osoby, które z upodobaniem godnym masochisty, kreują iluzję oraz świadomie lub mniej świadomie w niej uczestniczą. Związek dwojga ludzi jest tutaj przedstawiony jako spętanie własnego „ja”, jako nałóg z całym jego bagażem, przede wszystkim bezsilnością. Mimo wciąż powracającego tematu kłamstwa, wiersze Żelazko mają wydźwięk optymistyczny. Autorka stara się traktować trudną rzeczywistość z przymrużeniem oka, chce pokazać, że zawsze możemy odejść z hukiem lub po prostu wyjść z domu nie trzaskając nawet drzwiami.

Nic mnie bardziej nie mierzi na tej ziemi, niż fałsz, co się pozory bawi nabożnemi - to cytat z Moliera, który otwiera debiutancki tomik poetycki Agnieszki Żelazko. Z Autorką rozmawiamy o fałszywej bliskości, iluzji szczęścia, którą tworzymy w związkach oraz o tym, dlaczego kłamiemy.


Właśnie ukazał się Pani debiutancki tomik poetycki „Kulawa idylla. Zbiór kłamstw pozornie powierzchownych”. Skąd pomysł na taki tytuł?

Tytuł jest przewrotny. W powszechnym rozumieniu kulawe jest coś, co nie funkcjonuje do końca dobrze. W rzeczywistości nie postawilibyśmy wyrazów „Kulawa idylla” obok siebie. A ja chciałam to zrobić. Chciałam pokazać, że w odniesieniu do relacji międzyludzkich, relacji między kobietą i mężczyzną, coraz częściej żyjemy w fałszywym świecie. Kreujemy idyllę na potrzeby otoczenia: rodziców, dzieci, przyjaciół. To tak, jakbyśmy tkwili w małym, rodzinnym „Big Brotherze”, w którym oglądają nas najbliżsi. Chcemy wypaść dobrze. Chcemy pokazać, że w naszym małżeństwie lub związku panuje zgoda, miłość i szacunek, że inne pary mogą nam zazdrościć i uczyć się od nas. W rzeczywistości jesteśmy parą przestraszonych lub znudzonych sobą osób, które tworzą iluzję ze strachu lub z lenistwa, co gorsza – tworzą ją w zgodzie. Jesteśmy dwójką aktorów zatrudnionych w tym samym teatrze i wiemy o tym.

Z czego to wynika?

Mam wrażenie, że żyjemy w przekonaniu, że to my jesteśmy dla świata, a nie świat jest dla nas. Nie mamy już potrzeby budowania czegoś we dwoje. To wydaje nam się nudne. Jeździmy na wycieczki ze znajomymi lub rodziną, świętujemy w gronie przyjaciół, w sytuacjach kryzysowych szukamy u nich wsparcia. Do związku wpuszczamy inne osoby, nie tylko po to, by w nim w jakiś sposób uczestniczyły, ale po to by obserwowały. Fałszywego wymiaru nabiera chociażby wspólny wypad za miasto czterech par, podczas którego każda z nich gra bardziej zgodną od drugiej. Dopiero wtedy – w towarzystwie innych osób, przed którymi trzeba grać – taka para staje się jednością, siedzi wtulona w siebie, mimo, że poprzedniej nocy, za zamkniętymi drzwiami pokoju, obrzucała się błotem. Ale jak nie siedzieć wtulonym w siebie, skoro wszystkie pozostałe pary robią to samo?

Powiedziała Pani, że budujemy fałszywy obraz szczęśliwego związku ze strachu. Zgoda. Ale z lenistwa?

Chyba nie chce nam się walczyć o prawdziwe szczęście w związku. Słabo radzimy sobie ze wspólnym pokonywaniem przeszkód. Im więcej tych przeszkód na naszej drodze, tym bardziej jesteśmy osobno. Nie rozmawiamy o nich, nie wspieramy się. Izolujemy się i zamykamy. Nawet, jeśli kiedyś byliśmy naprawdę szczęśliwi, to dziś nie chce nam się tego szczęścia pielęgnować. Albo nie mamy na to czasu. Iluzja jest niemą zgodą na to, by było po prostu tak jak jest – bez wymagań. Nie wszyscy tkwią jednak przy sobie latami. Z drugiej strony jesteśmy coraz bardziej konsumpcyjni. Często zmieniamy partnerów. Właściwie nie potrafimy pojąć jak to się stało, że nasi dziadkowie wytrzymali ze sobą 60 lat. Ilość kompromisów, które musieli uznać we wspólnym życiu wydaje nam się nieskończonością. Ta nieskończoność paraliżuje i przeraża.

Interesuje mnie podtytuł tomiku: Zbiór kłamstw pozornie powierzchownych.

Każde kłamstwo jest z pozoru niewinne i powierzchowne. Nawet to, że zdradziliśmy. Jeśli traktujemy związek lekko, to i kłamstwo przyjdzie nam lekko. Dziwne, ale często nie zadajemy sobie pytania: „Czy ta druga strona wie, że ja kłamię?” To pytanie nawet nie przychodzi nam do głowy. Wydaje nam się, że kłamstwo jest proste. Skłamałam i koniec. Było, minęło. Rozgrzeszyłam się, bo na pytanie „Gdzie byłaś?” odpowiedziałam konkretnie. Kłamstwo jest dużo bardziej złożone. Jedno przenika się z następnym. Pierwsze często powoduje kolejne. Problemy pojawiają się wtedy, gdy nasz partner doskonale zdaje sobie sprawę, że kłamiemy. Udając, że wszystko jest w porządku – sam ucieka się do kłamstwa. Bardzo możliwe, że ma przed nami swoje tajemnice. Kłamstwa zaczynają piętrzyć się pod naszym wspólnym dachem. Gdzie jest wtedy zaufanie? Mimo tej „farsy” nadal żyjemy razem, chodzimy na imieniny do ciotki i uśmiechamy się podczas przedstawienia, w którym występuje nasza córka. Dwadzieścia wspólnych lat wyniszczania się, ale trwania. To niesamowity ciężar psychiczny, budzić się codziennie rano i po raz kolejny ubierać maskę obojętności.

Odejść nie jest łatwo. Chociażby przez względy materialne.

Na pewno. Mamy przecież wspólny dom, mieszkanie, działkę, firmę, dobrze zorganizowany czas. Podzielenie tego wszystkiego na dwie równe części wydaje nam się niemożliwe. Może mamy wrażenie, że trwanie to mniejszy ból niż rozstanie.

Według Pani jesteśmy blisko siebie, a jednocześnie daleko. Jak to się dzieje?

Przede wszystkim trzeba zadać sobie pytanie, czy naprawdę jesteśmy blisko siebie. Jak blisko? Czy może udajemy bliskość, machinalnie wykonujemy wszystkie domowe czynności: obiad zawsze o 19.00, seks tylko w piątki po całym tygodniu pracy, weekend u teściów, kilka odbębnionych godzin razem. Bliskość kończy się, gdy cieszymy się, że zaraz wyjdziemy z domu chociaż na chwilę. Uciekniemy od płaczącego dziecka do pracy, by tam „odpocząć”, wybierzemy się po raz kolejny na weekend z przyjaciółmi, zamiast pojechać we dwoje, na wieść o wyjeździe integracyjnym lub delegacji poczujemy ulgę, że chociaż na chwilę zostawimy „to co w domu”. Nawiązując do kłamstwa w małżeństwie… mam wrażenie, że bliskość kończy się, gdy kłamiemy i nie czujemy wyrzutów sumienia.

Ciężko okłamać kogoś, kogo się kocha?

Tak. Powinno być ciężko (śmiech). Kłamiemy z wielu powodów. Czasem, by kogoś ochronić. Ukrywamy też prawdę, by dać sobie trochę czasu do namysłu, przed podjęciem decyzji. Najgorzej, jeśli wciąż robimy źle, a kłamstwo wchodzi nam w krew.

W Pani tomiku jest dział „Chwilowa idylla”. Ciepły, ale pokazujący nieuchronne przemijanie.

Wszystko przemija, więc dobrze dostrzegać piękno w danym momencie – zarówno w odniesieniu do natury, życia, jak i do związku dwojga ludzi. Czasem po prostu nie da się uratować kwiatów, które zwiędły. A czasem da się je uratować, pod warunkiem, że zareagujemy w odpowiednim momencie.




Najczęściej zadawane pytania



Podobne artykuły:


Wersja do druku