15

- I co ci powiedział?
- Że nie wie, czy chce ze mną być. Że przemyślał to wszystko, gdy wyjechałam i nie doszedł do żadnych wniosków.
- A jednak skurwiel jest inteligentny. Umie się bronić. - R. zaśmiał się.
- Przed czym u licha?
- A bo ja wiem? Czy ja wyglądam na wróżkę? Ale z drugiej strony… Frajer z niego.
- Bo?
- Bo gdyby się postarał jeszcze parę dni, to miałby wszystko.
- Nie prawda.
- Jak nie prawda, jak prawda? Nie powiesz mi, że nie masz na niego ochoty.
- Ale powiedziałeś to takim tonem, jakbym była ostatnią dziwką.
- Boże, obrażalska, czy fakt, że masz ochotę na seks czyni z ciebie dziwkę? W końcu nie masz zamiaru dawać dupy, komu popadnie, tylko chcesz jednego faceta.
- Ja go kocham!
- Czy to coś zmienia? Nie mów mi, że gdyby zaczął się do ciebie już zupełnie poważnie dobierać, to byś uciekła.
- Pewnie nie.
- No to, o co chodzi? Chcesz go i tyle. Możesz to sobie nazywać miłością, czy jakkolwiek sobie chcesz. Po prostu masz ochotę się z nim przespać.
- Ale…
- Nie ma żadnych "ale"… Ale to dziewczynki w pierwszej klasie.
- Tekst z "Wojaczka"
- Wojaczka, czy inna sraczka, wsio mi równo.
- I tak nadal nie rozumiem, dlaczego tak się stało.
- Bo on nie umiał wykorzystać sytuacji, a ty nie umiałaś poprowadzić go za rączkę. Może nie chciał tego wykorzystać. Potraktuj to jako dowód szacunku To dużo znaczy.
- A…
- Skończmy już tę rozmowę. Powiedziałem ci, że nie jestem wróżką. Masz fajkę? Pewnie nie, bo przecież rzuciłaś dla niego palenie.
- Mam.
- Ooo… Cóż się stało?
- Już nie muszę dla niego nie palić.
- To daj.
- Proszę cię bardzo.
- Do zobaczenia na zakończeniu.

16

Dużo czasu spędziłam na przygotowaniach. Stając przed lustrem i dobierając ciuchy wpadłam w trans. Chciałam, żeby mnie zauważył, widział, żeby mój obraz wrył mu się w pamięć. Żeby mnie pragnął, żeby rzucał mi te wstydliwe spojrzenia spode łba. Żeby musiał siłą się powstrzymywać od rzucenia się na mnie.
Stanęło na czarnych, skórzanych spodniach z dwoma metalowymi paskami i delikatnej, biało - niebieskiej bluzeczce, odsłaniającej ramiona i dekolt.
Już biegnąc na autobus z satysfakcją stwierdziłam, że nie wejdę niezauważona. Dopiero, gdy stanęłam przed drzwiami klubu, w którym miało się odbyć rozdanie nagród, przystanęłam. Nagle zaczęłam się denerwować, czułam, jak się pocę. Słyszałam już gwar niskich, męskich głosów, dolatywały mnie tubalne, chóralne śmiechy. Musiałam zebrać resztki pewności siebie.
- Hej Ola! - po schodach wbiegła Ka., koleżanka z innego klubu.
- Kurcze, ale się odstawiłaś. Kto by pomyślał, że taka laska z ciebie.
- Dzięki, idziemy?
- No jasne.
Weszłyśmy do środka. Poczułam się jak w gęstym gulaszu. Głosy mieszały się tworząc jeden wielki huk i zgiełk. Ciężko było przepchać się do właściwego stolika. Atmosfera była rodem ze snu, w którym ludzie są tylko głośnym zjawiskiem wyłaniającym się z gęstej mgły dymu papierosowego (i jak znam naszych gdyńskich żeglarzy - nie tylko papierosowego). Stanęłam przed stolikiem, przy którym siedziały załogi - moja i s/y "H".
- Cześć chłopaki! - w jednym momencie uderzyło we mnie piętnaście spojrzeń z jednej strony. Napierały tak mocno, ze nie mogłam ustać na nogach i czułam, jak przechylam się niebezpiecznie do tyłu. B. stał się w tym zestawie tylko jednym z wielu uderzających.
- Boże, Ola. Wyglądasz coraz dziwniej. - nawet nie wiem, kto to powiedział.
- Ależ nie, panna Ola wygląda coraz piękniej. - kapitan M. uśmiechnął się do mnie. Tak dziwnie…
- No, taki komplement to rozumiem, dziękuję panie kapitanie. - uśmiechnęłam się również.
Ka. mówiła coś do mnie. Zyskiwałam na czasie stojąc przed nią i odpowiadając półsłówkami, które swoją treścią pasowałyby do każdej rozmowy, zastanawiałam się obok kogo usiąść. Odrętwienie i przerażenie zamieniały się stopniowo w dziką satysfakcję. Widziałam kątem oka, jak faceci błyskali białkami, jak pod spodem ich wyciągnięte paluch wskazywały jeden kierunek. Szepty i przyciszone śmiechy. Wszystko w zwol n i o n y m tempie. Mój mózg gotował się. Wrząca zupa skołowacenia, uświęconego jakimś pogańskim obrzędem triumfu i pokusy oraz kuszenia. Usiadłam. Moje ciało wolno rozkwitało. Nabierało barw. Po wielu latach nierzucającej się w oczy pastelowości stawało się krwistymi, soczystymi kolorami. Tętno przyspieszało. Rozsyłałam uśmiechy, rzucałam kąśliwe koentarze i klaskałam przy odczytywaniu wyników. Ale byłam gdzieś poza tym wszystkim, poza swoim ciałem. Widziałam zupełnie z zewnątrz, jak kokietuję, kuszę, obiecuję spojrzeniami wiele. Widziałam obcą kobietę, a nie znajomą dziewczynkę i wyciągające się w jej kierunku, lepkie łapska i powstające do pospolitego ruszenia kutasy. Dolewali jej piwa, częstowali papierosami, a ona od niechcenia okrywała się chmurami dymu, który oni rozganiali rękami.K. wyszedł bez pożegnania zaraz po odczytaniu wyników. Poczucie winy przemknęło przez nią jak błyskawica i zniknęło równie niezauważenie, jak wychodzący K. Była już nieco pijana i nie mogła się niczym przejmować, jednocześnie była też zbyt trzeźwa, aby nie rozumieć, że znajdowała się w demonicznej ekstazie.
Rozmawiała z kapitanem M. Opowiadał jej o swoich zwycięstwach i wyliczał puchary. Bluzka podjechała jej nieco do góry, więc obsunęła ją, odsłaniając ponownie ramiona.
- Podnieca mnie to ramiączko. Was nie? - kapitan M. rozejrzał się ironicznie po twarzach zgromadzonych chłopców. Nie było komentarza.
- Ależ panowie… - jej głos wibrował w najniższych tonacjach.
- Widzisz Oleńko… Teraz możesz wybierać. Na przykład B. Najprzystojniejszy w całej załodze. Ale on się ciebie wstydzi…
- Ależ on ciebie pragnie. Zdradź mi tylko jedną tajemnicę - skąd miał twoje zdjęcie, co? W rejsie do Szwecji było wciąż przyklejone nad koją. - H. miał dziwnie małe źrenice.
- Ale masz wyobraźnię H. - warknął B. Ola zaśmiała się krótko i znacząco.
Wszyscy powrócili do swoich rozmów.
- A może wziąłby mnie pan do swojej załogi? - spróbowała ta nieśmiała.
- Ciebie, moja droga? A dlaczego?
- Pragnę pływać z najlepszymi… - spojrzała zalotnie.
- No tak… Ale widzisz… Na ten jacht kobiety się nie nadają.
- Ponieważ?…
- Ponieważ są za słabe fizycznie i psychicznie.
- Na pana miejscu nie byłabym tego taka pewna. Niejedna kobieta potrafi dać wycisk niejednemu mężczyźnie.
- Mhmm… - zaśmiał się mrukliwie -Może peerelowskie traktorzystki by się nadawały, ale nie taka delikatna istota, jak ty.
- Delikatna? Nie myli pan przypadkiem pojęć, panie kapitanie?
- Nie sądzę… Ale może umiesz gotowa? Może przydałabyś się drugiemu oficerowi?
- No M., weź ją. Każda pomoc dobra. - H. przepił do niej, uśmiechając się nieco lubieżnie.
- Pływam na tym jachcie od siedemnastu lat i nigdy nie miałem kobiety w załodze. I mieć nie będę.
- Cóż, może jeszcze zmieni pan zdanie. Ale na kuchtę i tak się nie nadaję, dla mnie gotują mężczyźni. - dała spokój, myśląc "Jeszcze będziesz skomlał u moich stóp, ty twardy pierniku."

*


Najczęściej zadawane pytania



Podobne artykuły:


Wersja do druku