Nadążyć za sobą
Książka "Nadążyć za sobą" powstała z inspiracji zwykłej codzienności jakże niezwykłej zarazem. Jest historią opartą na faktach opisaną przez autorkę- mamę. Przedstawia życie dziecka niepełnosprawnego, który idzie przez codzienność doświadczając radości, smutku i bólu.
Jest książką głębokiej szczerości, dającej obraz życia rodziny, która poświęciła wszystko, aby ratować swojego syna Łukasza, nawet opuszczając swój rodzinny dom w Polsce i wyjeżdżając w świat do Australii, Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii by szukać pomocy. Mieszane uczucia powodują splot zdarzeń, które głęboko pozostają w pamięci. Czy ma on szansę na szczęśliwe dzieciństwo ? Czy jest coś, co sprawi, że pomimo swojej inności odnajdzie akceptację w otaczającym go świecie ?
Zadaje pytania jak każde dziecko i zawsze chce usłyszeć prawdziwą i szczerą odpowiedź. Czy warto jest znaleźć w sobie tyle odwagi, aby udzielić odpowiedzi, która w przyszłości może okazać się dla naszego dziecka atutem? Ukazuje ona również wiele przykładów rehabilitacji i możliwości jej wykorzystania przez rodziców. Dając wskazówkę, będąc podpowiedzią staje się szansa na lepsze jutro.
Fragment książki:
Ta opowieść jest każdym dniem, każdą chwilą, każdą minutą życia spędzonego na walce, determinacji i odwadze, aby przeciwstawić się wszystkim, dosłownie wszystkim tym, którzy choć przez moment zwątpili, że nasz syn będzie żył, uśmiechał się i wołał „mama”, „tata”. Przyszedł na świat 13 września 1998 roku w szpitalu w Krośnie. Był wieczór, kiedy moje dziecko poczuło się samodzielne, gdy pierwszy głęboki oddech pozwolił mu na otwarcie własnego istnienia. Wspaniałym okrzykiem oznajmił swoją obecność na świecie. A ja czułam się, jakbym dokonała odkrycia tak wielkiego, że powinien dowiedzieć się o nim każdy. Radość, łzy i dotyk były tym momentem, który miał trwać wiecznie. Tak się jednak nie stało.
Nadszedł drugi dzień, ten, w którym wszystko się dla nas zatrzymało. Tamtych chwil nie sposób wymazać z pamięci, ten obraz zawsze powraca. Powracają łzy i ból, bardzo głęboki ból. Popołudniem właśnie tego drugiego dnia serce naszego maleństwa przestało bić. Życie uchodziło z niego i choć trwało to kilkanaście sekund, dla mnie było całą wiecznością. Jego maleńkie rączki zaczęły sinieć, twarz przybrała ziemisty kolor. Widziałam, jak odchodzi, zamknęły się jego powieki. Chwyciłam przycisk wzywający pielęgniarkę i krzyknęłam:– Boże!!! Nie!!! Proszę!!! Niech on nie umiera!!!
...