Killing Bono - Neil McCormick
Kiedy Bono i U2 sięgali po światową sławę i gwiazdorstwo, ich szkolny przyjaciel Neil torował sobie drogę w przeciwnym kierunku. Kiepskie dragi, dziwaczny seks, jeszcze dziwniejsze fryzury. Ale czasem to właśnie frajerzy mają do opowiedzenia najciekawsze kawałki.
"Killing Bono" to historia prawdziwa.
Gościnnie na kartach książki wystąpią: papież, Bob Dylan i cała galaktyka sław. W szkole byłem fanem Neila McCormicka. Był o wiele bardziej cool niż ja, do tego komponował fajne piosenki i sądziłem, że byłaby z niego pierwszorzędna gwiazda rocka. Okazało się, że myliłem się co do tego ostatniego. A teraz napisał świetną książkę. - Bono
Jest to najlepsza książka o człowieku, który próbuje zostać kimś w branży muzycznej, jaką czytałem. - Sir Elton John
Fragment:
Zawsze wiedziałem, że zostanę sławny.
Gdy w wieku siedemnastu lat ukończyłem szkołę, z uwzględnieniem
najdrobniejszych szczegółów zaplanowałem, jak będzie wyglądało
moje życie. Założę kapelę rockową, nagram kilka epokowych
albumów, będę dawał pełne efektów specjalnych, zrywające czapki
z głów koncerty na największych stadionach świata i w efekcie zostanę
uznany za najwspanialszą gwiazdę swojej ery. No i, po drodze, zaangażuję
się we wszystko, co możliwe: będę kręcił filmy, łamał serca, zakumpluję
się ze swoimi idolami... aha, jeszcze coś – będę promował
pokój na świecie, nakarmię biednych i przy okazji uratuję planetę.
Pewnie myślisz, że to kolejne nastoletnie rojenia aroganckiego durnia
marzącego o wszechmocy. I faktycznie, wielu takich pomyleńców
krążyło wtedy wokół mnie, przekonując, że to właśnie im się uda. Ale
nie miałem zamiaru rezygnować, zniechęcony przez tych zwyczajnych
śmiertelników zazdrosnych o mój talent. Bo wiedziałem gdzieś tam,
głęboko wewnątrz, w samym sercu mojego jestestwa, że to nie był kolejny
sen bez pokrycia. To było moje przeznaczenie...
Gdy w wieku siedemnastu lat ukończyłem szkołę, z uwzględnieniem
najdrobniejszych szczegółów zaplanowałem, jak będzie wyglądało
moje życie. Założę kapelę rockową, nagram kilka epokowych
albumów, będę dawał pełne efektów specjalnych, zrywające czapki
z głów koncerty na największych stadionach świata i w efekcie zostanę
uznany za najwspanialszą gwiazdę swojej ery. No i, po drodze, zaangażuję
się we wszystko, co możliwe: będę kręcił filmy, łamał serca, zakumpluję
się ze swoimi idolami... aha, jeszcze coś – będę promował
pokój na świecie, nakarmię biednych i przy okazji uratuję planetę.
Pewnie myślisz, że to kolejne nastoletnie rojenia aroganckiego durnia
marzącego o wszechmocy. I faktycznie, wielu takich pomyleńców
krążyło wtedy wokół mnie, przekonując, że to właśnie im się uda. Ale
nie miałem zamiaru rezygnować, zniechęcony przez tych zwyczajnych
śmiertelników zazdrosnych o mój talent. Bo wiedziałem gdzieś tam,
głęboko wewnątrz, w samym sercu mojego jestestwa, że to nie był kolejny
sen bez pokrycia. To było moje przeznaczenie...
...