Agata Kołakowska, SIÓDMY ROK

Autor:


]W małżeństwie Elizy i Adama nie było zdrad ani wzajemnego oszukiwania się. Mijał siódmy rok ich małżeństwa i oboje po prostu doszli do wniosku, że wspólna małżeńska droga zaprowadziła ich w ślepą uliczkę. Zgodnie stwierdzili, że najlepiej wychodzi im przyjaźń, i postanowili na tym poprzestać.

Po rozprawie rozwodowej Eliza wraz ze swoją przyjaciółką świętuje nowy rozdział życia. W barze spotykają Adama, który wpadł dokładnie na ten sam pomysł. Podczas rozmowy Adam stwierdza, że byłby w stanie wybrać Elizie lepszego partnera życiowego niż uczyniłaby to ona sama. Eliza rozbawiona tym pomysłem jest przekonana, iż to ona poradziłaby sobie lepiej znajdując odpowiednią kobietę dla niego. Zakładają się o to, które z nich będzie potrafiło celniej trafić w gust byłego małżonka. Rozpoczyna się pełna prób i często komicznych błędów walka o to, kto komu znajdzie lepszego partnera. Pod płaszczykiem niewinnego zakładu kryją się jednak prawdziwe emocje i nieuświadomione jeszcze uczucia.

Agata Kołakowska
(ur. 1984) – ukończyła dziennikarstwo i komunikację społeczną na Uniwersytecie Wrocławskim. Uwielbia ubierać myśli w słowa. Ze słów zaś tworzyć powieści, które pod pozorem lekkości skrywają głębszą prawdę o ludziach. Mieszka we Wrocławiu z mężem i kotem. „Siódmy rok” jest jej trzecią powieścią. Do tej pory ukazały się ”Patrycja” i „Przyjaciółki”.

Fragment:

Na samą myśl o tym, że będzie musiała zamknąć sklepik, łzy napłynęły jej do oczu, choć rozstanie z Adamem tylko przyśpieszyło nieuniknione. Będąc z nim, mogła sobie pozwolić na dawanie Komodzie kolejnych szans, bo praca męża zapewniała obojgu stały i pewny dochód. Teraz Eliza musi pewniej stanąć na nogach i sama zadbać o swoje finanse. A sklep, niestety, w tym nie pomoże.
W samo południe, kiedy zaczęła właśnie wyobrażać sobie świetlaną przyszłość pod którymś z mostów i już budowała w wyobraźni tekturowy domek z widokiem na rzekę, w drzwiach sklepu stanęła Iwona. W ręce trzymała dwa plastikowe pojemniki, w których zieleniła się sałata.
– Cześć, jak leci? – zaświergotała, jak zawsze nabuzowana energią.
– Jakoś – odparła Eliza. – Ale miło cię widzieć.
– Oho! Aż tryskasz entuzjazmem! – zawyrokowała przybyła, jak zwykle bezbłędnie odczytując stan emocjonalny przyjaciółki.
– Cóż. Faktycznie, do szampańskiego nastroju jakoś mi daleko. I bilans wychodzi marnie. Niedługo zostanę rozwódką, a w dodatku muszę zamknąć sklep i kompletnie nie wiem, co dalej robić.
Iwona postawiła pojemniki z sałatkami na toaletkoladzie i usiadła na podsuniętym krześle.
– Czyli jednak?
– Nie musisz udawać zaskoczonej, Iwona. Klamka przecież zapadła już dawno. Tylko my szamotaliśmy się, licząc, że ignorowanie takiego stanu rzeczy i terapia są w stanie jakoś temu zaradzić. Oboje z Adamem wiemy, że nie ma sensu dłużej tego ciągnąć. Wciąż jeszcze każde z nas może ułożyć sobie życie na nowo. Prawda?
– No, niby prawda… – przytaknęła Iwona, obserwując, jak oczy przyjaciółki napełniają się łzami. Pierwsza wymknęła się z prawego oka Elizy, a później nastąpił potop. Nie można było określić, z którego oka leje się więcej i w jakiej ilości. – Kochanie. – Przytuliła ją. – Przecież sama tego chciałaś. Tyle razy mówiłaś, że masz dość zabiegania o jego uwagę i czas.
Eliza skinęła głową potakująco i wykrzywiła usta w niezgrabną podkówkę, łkając coraz rozpaczliwiej. W końcu udało się jej zaczerpnąć powietrza.
– Przecież ja to wszystko wiem – jęknęła. – Mało tego, od dawna miałam dość tej pustki między nami. Iwona – zwróciła się do przyjaciółki – ja nie chciałam być wyłącznie jego koleżanką, na Boga. Dobrą wtedy, kiedy mu pasuje. Chciałam być żoną, partnerką, kochanką… – zawyła, a jej drobnym ciałem wstrząsnęła kolejna fala płaczu. – Nie mogłam wytrzymać tego ciągłego dopraszania się, aby zechciał spędzić ze mną popołudnie. I wiesz co? – Spojrzała zapuchniętymi oczami.
– Co? – Iwona pogłaskała ją po głowie.
– Ja doskonale pamiętam, jakie to wszystko było dla mnie nieznośne, i zdaję sobie sprawę, że robię to dla siebie i dla swojego dobra – chlipnęła. – Tylko to tak bardzo boli! To rozczarowanie. Ta porażka na całej linii i to, że zostaję zupełnie sama. – Eliza rwała przemokniętą chusteczkę na drobne kawałki. Wyglądała jak mała, zagubiona dziewczynka.
Iwona przygarnęła ją i przytuliła mocno. Słyszała to już wielokrotnie. Wiedziała, że ten rozwód powinien zostać przeprowadzony już dawno temu. Eliza potrzebowała uwagi i poczucia, że jest ważna, a Adam głównie przygód i adrenaliny. Miał silną potrzebę samotności i odrębności, z czym jego żona nigdy nie mogła się pogodzić. Skoki spadochronowe, wyprawy z kumplami na safari – nie można było patrzeć, jak Eliza się męczy, spędzając kolejny wieczór samotnie. Była typową domatorką, podczas gdy on dom traktował jak odległą ideę, nie do końca zgodną z jego systemem wartości. Jak to się stało, że w ogóle wpadł na pomysł, aby się ożenić? Przyczyną musiało być gorące i szalone uczucie do Elizy, które wybuchło, kiedy tylko się poznali, nagłe i silne. Iwonie zawsze się wydawało, że Adam traktował to małżeństwo trochę jak jedną ze swoich wypraw w nieznane, a kiedy rozeznał się już w terenie, znudził się i zaczął szukać adrenaliny gdzie indziej. W swoich pasjach, podróżach. Miejsca dla Elizy w jego życiu było coraz mniej.
Dlatego w głębi duszy Iwonie ulżyło, kiedy przyjaciółka zaczęła przebąkiwać o rozwodzie. Nareszcie zazna spokoju i znajdzie kogoś odpowiedniego! Wyjęła z opakowania nową chusteczkę.
– Weź to. Wiem, musisz czuć się podle.
– Wiesz, co jest najgorsze? – zapytała Eliza, wycierając nos.
Iwona popatrzyła pytająco.
– Chcę tego rozwodu, ale czuję się, jakbym traciła grunt pod nogami. Nie wiem, co mam ze sobą zrobić. Nie wiem, czy dam sobie radę. Jak będzie wyglądało moje życie?
(…)

...