Rower? No stress

Autor: Anna Groszek


Od zawsze mi powtarzano „W zdrowym ciele zdrowy duch”. Nie należałam do zbyt aktywnych dzieci. Oczywiście, ganiałam po podwórku, właziłam na drzewa i wisiałam na trzepaku, ale żeby jakiś sport, to już niekoniecznie. Im byłam starsza, tym było gorzej, stawiałam raczej na rozwój intelektualny. Przyjemność ze sportów odkryłam w dorosłym życiu.

 Okazało się, że nic mnie tak nie odstresowuje jak szybki bieg, czy jazda po parku na rowerze. Czysta przyjemność. No stress. I tak właśnie było dopóki moje rowerowanie ograniczało się do jeżdżenia po parku i to zazwyczaj w weekendy, w porach, gdy przeciętny człowiek śpi lub siedzi przed telewizorem. Tak jeździć lubię najbardziej. Cisza, spokój. Jak mam ochotę jechać szybciej, to po prostu to robię.


Ale z czasem weekendowa jazda to było za mało. Do tego miałam dość jeżdżenia zatłoczonym tramwajem, wystawania na przystankach i kasowania biletów. Decyzja podjęta – od jutra jeżdżę do pracy na rowerze. Wbrew zwyczajom, że rzeczy, które planuję zacząć „jutro” pozostają nieruszone na zawsze, to ten plan zaskakująco zaczęłam wdrażać już dnia następnego. I wtedy miła, relaksująca atmosfera zamieniła się w lekkie podenerwowanie, a czasem nawet złość i krzyk. Liczba sytuacji, które wyprowadzają mnie z równowagi (psychicznej, choć czasem i fizyczną równowagę tracę) jest niemała. A to rozłożone na ścieżce rowerowej materiały budowlane, których nie ma jak ominąć. A to kierowcę wjeżdża na przejście na czerwonym świetle. Tu pieszy idzie po ścieżce rowerowej, a za chwilę rowerzysta zajeżdża mi drogę. Kawałek dalej samochód tak zaparkowany, że przy próbie zakrętu leżę jak długa, leży mój rower i leżą moje rzeczy, każda osobno. Denerwuję się na czerwone światła na trasie, denerwuję się na nagle kończące się ścieżki rowerowe i na głupie przepisy. I gdzie ten mój zdrowy duch?


Wbrew pozorom nie piszę tego po to, żeby zniechęcić Was do codziennej jazdy na rowerze. Wbrew pozorom nie taki jest mój cel. Wręcz przeciwnie. Chciałam tylko zwrócić uwagę na to, że nie ma się co nastawiać na to, że codzienna jazda w godzinach szczytu to same przyjemności, choć jest ich sporo. Jeśli nastawimy się, że będzie tylko miło i przyjemnie – możemy się rozczarować i szybko zrezygnować z takiego sposobu przemieszczania się.  Ale zapewniam Was, codzienna dawka adrenaliny w trakcie rowerowej podróży działa lepiej niż poranna kawa.

 Autorka jest właścicielką bloga kulinarnego: http://cos-smacznego.blogspot.com/

...