Biała wiedźma – Adam Zalewski
Cedar Peak, niepozorna mieścina w stanie Maine to wyjątkowo pechowe miejsce. Zła passa zaczyna się z chwilą, kiedy z wizytą do baru wpada uzbrojony w siekierę Cieśla, któremu w duszy gra "Murder Ballads" Nicka Cave’a. Jakby tego było mało, w niewyjaśnionych okolicznościach gubi się sympatyczny dwunastolatek i jeśli szeryf nie trafi na jakiś jego ślad, na pewno nie znajdzie się żywy. A worek z okropnościami dopiero się rozwiązał.
I kto by pomyślał, że o urokach północno-wschodniej części USA ponad sześćset stron powieści może napisać Polak, na dodatek wcale nie na emigracji? Pomysł, żeby osadzić akcję swojej książki w realiach amerykańskich jest cokolwiek kontrowersyjny, jednak mieszane lub wręcz negatywne odczucia w stosunku do takiego zabiegu znikają bardzo szybko w kontakcie z "Białą wiedźmą".Autor włożył mnóstwo pracy w proces poznawania obcej kultury, przez co jego książka staje się tak autentyczna, że chwilami ma się wrażenie, że pisał to King czy Koontz. A jednak coś prozę Zalewskiego odróżnia od mistrzów literatury grozy ze Stanów – autor nie powiela schematów. Jego powieść daleka jest od sztampy Amerykanów, dzięki czemu jest zupełnie nieprzewidywalna i co chwila zaskakuje czytelnika, który, przyzwyczajony już do pewnej liniowości wydarzeń myśli, że wie, co będzie dalej. Właściwie przez całą książkę nie da się przewidzieć przyszłości.
"Biała wiedźma" składa się z trzech tomów, z których jeden jest horrorem z indiańskimi inspiracjami niczym u Mastertona, drugi przerażającym thrillerem o seryjnym mordercy, a trzeci, od którego historia się zaczyna, jest przemieszaniem obu gatunków. Bardzo fajny zabieg ze strony autora, tym bardziej utrudnia czytelnikowi rozgryzienie swoich intencji.
Powieść Adama Zalewskiego zaskakuje nie tylko lokalizacją i rzetelnością w odwzorowywaniu obcej kultury (a tutaj na uwagę zasługują typowe dla amerykańskiej prozy rozrywkowej czerstwe żarty w dialogach, które w "Białej wiedźmie" są równie częste jak u autorów z USA), ale i jeszcze jednym, małym szczególikiem, który często drażni u innych autorów – w "Białej wiedźmie", tak, jak w prawdziwym życiu, powtarzają się imiona!
Trzeci tom powieści jest mniej ciekawy od pozostałych, ale, w ogólnym rozrachunku, bez cienia przesady, jest to jedna z najlepszych książek z dreszczykiem, jakie miałam w rękach przez ostatnie kilka lat. Bije na głowę szereg dzieł Mastertona, a i Kingowi zdarzały się słabsze. Zalewski pracuje podobno nad kolejną książką. Jeśli tylko nie zmieni swojego stylu, zapowiada się następna świetna powieść grozy na polskim rynku wydawniczym. Kiedy wreszcie znajdzie się ktoś, kto dobrą, rodzimą prozę przerobi na, przyzwoity chociaż, film?
"Biała wiedźma" składa się z trzech tomów, z których jeden jest horrorem z indiańskimi inspiracjami niczym u Mastertona, drugi przerażającym thrillerem o seryjnym mordercy, a trzeci, od którego historia się zaczyna, jest przemieszaniem obu gatunków. Bardzo fajny zabieg ze strony autora, tym bardziej utrudnia czytelnikowi rozgryzienie swoich intencji.
Powieść Adama Zalewskiego zaskakuje nie tylko lokalizacją i rzetelnością w odwzorowywaniu obcej kultury (a tutaj na uwagę zasługują typowe dla amerykańskiej prozy rozrywkowej czerstwe żarty w dialogach, które w "Białej wiedźmie" są równie częste jak u autorów z USA), ale i jeszcze jednym, małym szczególikiem, który często drażni u innych autorów – w "Białej wiedźmie", tak, jak w prawdziwym życiu, powtarzają się imiona!
Trzeci tom powieści jest mniej ciekawy od pozostałych, ale, w ogólnym rozrachunku, bez cienia przesady, jest to jedna z najlepszych książek z dreszczykiem, jakie miałam w rękach przez ostatnie kilka lat. Bije na głowę szereg dzieł Mastertona, a i Kingowi zdarzały się słabsze. Zalewski pracuje podobno nad kolejną książką. Jeśli tylko nie zmieni swojego stylu, zapowiada się następna świetna powieść grozy na polskim rynku wydawniczym. Kiedy wreszcie znajdzie się ktoś, kto dobrą, rodzimą prozę przerobi na, przyzwoity chociaż, film?
...