Kaktus w sercu – Barbara Jasnyk
Ania jest niedocenianą przez naczelnego dziennikarką w brukowcu. Ciężkie dni w pracy ułatwia jej tylko ukochany chłopak, pupilek zarządu. W poszukiwaniu własnego, głębokiego tematu na tekst Ania wpada na pomysł przeprowadzenia wywiadu z mieszkającą w Polsce gwiazdą starych hollywoodzkich filmów.
"Kaktus w sercu" to bestseller roku 2008, zapewniający sobie wysoką pozycję na liście książkowych hitów sprytnym zabiegiem marketingowym. Autorka powieści, Basia Jasnyk jest postacią fikcyjną, bohaterką serialu "Teraz albo nigdy". Pisanie "Kaktusa…" pomaga dziewczynie ze szklanego ekranu zapomnieć o rozstaniu z chłopakiem i sprawia, że z dnia na dzień staje się gwiazdą. Fakt, że podpisaną imieniem i nazwiskiem bohaterki książkę można dostać w każdej realnie istniejącej księgarni jest sympatyczną niespodzianką dla fanów serialu, no i oczywiście świetnym sposobem na zapewnienie książce popularności. Takie zabiegi są rzadkością, choć mieliśmy już w Polsce bloga Magdy M., a wiele lat wcześniej fani serialu "Twin Peaks" mogli kupić "Sekretny dziennik Laury Palmer". W całej sytuacji najdziwniejsze jest jednak to, że żadna Basia Jasnyk nie maczała palców w pisaniu książkowej historii, a zrobiło to małżeństwo, którego nazwisko zostało ujawnione w jednym z wywiadów z aktorkami serialu.
Po lekturze "Kaktusa" potrafię już jednak zrozumieć, dlaczego owo małżeństwo nie walczyło o umieszczenia własnych personaliów pod tym "dziełem". Już na pierwszych stronach straszą proszące się o redakcję błędy, z powtórzeniami tych samych słów, a więc grzechem niewybaczalnym nawet w gimnazjum włącznie. Również od samego początku pojawiają się długie, męczące dialogi, którym zupełnie brakuje realizmu. Później książka się rozkręca, do czasu aż czytelnik orientuje się, że dawno minął połowę, a nie zdarzyło się w zasadzie nic poza prezentacją postaci. Na dodatek o głównej bohaterce, jej charakterze i życiu nie wiemy w zasadzie nic, bo jest tam jakby najbardziej zbędnym dodatkiem.
Są w Polsce autorzy lekkich, miłych i przyjemnych powieści bez treści, jak chociażby Katarzyna Grochola czy Izabela Sowa i, pomimo braku wyższej wartości ich prozy, nie można się ich czepiać, bo wynika to z konwencji gatunku, w którym piszą. "Kaktus" niestety poza wesołą płytkością nie ma nic z tego, co może dostarczać radości podczas lektury książek Grocholi czy Sowy.
Czytanie "Kaktusa" zajmuje mniej niż jeden dzień, więc nie można się uskarżać na stratę zbyt wielu cennych godzin. Warto jednak retorycznie spytać świetnego przecież i pełnego wartościowych, pięknie wydanych książek wydawnictwa WAB, dlaczego, wkładając w promocję "Kaktusa" więcej środków i zachodu niż w którąkolwiek inną książkę nie poświęciło więcej na jakość tekstu? Żadna lekka, polska książka nie będzie już mogła liczyć na tak głośne wejście na rynek. Nie szkoda tej sławy na gniot?
Po lekturze "Kaktusa" potrafię już jednak zrozumieć, dlaczego owo małżeństwo nie walczyło o umieszczenia własnych personaliów pod tym "dziełem". Już na pierwszych stronach straszą proszące się o redakcję błędy, z powtórzeniami tych samych słów, a więc grzechem niewybaczalnym nawet w gimnazjum włącznie. Również od samego początku pojawiają się długie, męczące dialogi, którym zupełnie brakuje realizmu. Później książka się rozkręca, do czasu aż czytelnik orientuje się, że dawno minął połowę, a nie zdarzyło się w zasadzie nic poza prezentacją postaci. Na dodatek o głównej bohaterce, jej charakterze i życiu nie wiemy w zasadzie nic, bo jest tam jakby najbardziej zbędnym dodatkiem.
Są w Polsce autorzy lekkich, miłych i przyjemnych powieści bez treści, jak chociażby Katarzyna Grochola czy Izabela Sowa i, pomimo braku wyższej wartości ich prozy, nie można się ich czepiać, bo wynika to z konwencji gatunku, w którym piszą. "Kaktus" niestety poza wesołą płytkością nie ma nic z tego, co może dostarczać radości podczas lektury książek Grocholi czy Sowy.
Czytanie "Kaktusa" zajmuje mniej niż jeden dzień, więc nie można się uskarżać na stratę zbyt wielu cennych godzin. Warto jednak retorycznie spytać świetnego przecież i pełnego wartościowych, pięknie wydanych książek wydawnictwa WAB, dlaczego, wkładając w promocję "Kaktusa" więcej środków i zachodu niż w którąkolwiek inną książkę nie poświęciło więcej na jakość tekstu? Żadna lekka, polska książka nie będzie już mogła liczyć na tak głośne wejście na rynek. Nie szkoda tej sławy na gniot?
...