Magister z przypadku

Autor: Stasia Spychała


Dzisiaj, po dość długiej nieobecności chciałabym poruszyć temat dość poważny. Kryzys nam się czai za rogiem, przedsiębiorcy wykonują masę chaotycznych ruchów. Tylko patrzeć, jak bezrobocie wzrośnie, zarobki spadną i pojawią się inne mało przyjemne zjawiska. Już dziś wiele osób zastanawia się nad tym, czy w przyszłości będą miały co robić w swoim zawodzie. A tymczasem kolejne pokolenie zaraz pójdzie na studia, po których będzie specjalistami… w niczym lub spędzi 5 lat zgłębiając jakąś tajemną dla reszty społeczeństwa wiedzę, po czym zacznie pracować w telemarketingu.

Tak się składa, że mam okazję przeglądać całkiem sporo aplikacji kandydatów do pracy. Za każdym razem przeraża mnie CV kogoś po niezwykle skomplikowanych studiach, kto przekonuje mnie, że jego jedynym marzeniem jest praca jako asystent biura. Inny rodzaj przerażenia budzą we mnie osoby studiujące na kierunkach, po których nie ma pracy w zawodzie. Te całe stada socjologów, którzy trafili na studia z braku lepszego pomysłu, polonistów, którzy poszli na filologię, bo lubili czytać, czy psychologów po studiach zaocznych, którzy kierunek wybrali, bo jakiś kolega też tam się wybierał to spory problem rynku pracy. To zwykle osoby, które nie wiedza, co mają ze sobą w życiu zrobić. Studia wybrane z przypadku, przypadkiem znaleziona praca, przypadkowe stanowiska zmieniane co jakiś czas zdają się być całym scenariuszem ich życia. Tak naprawdę są przekleństwem dla każdego pracodawcy, bo pracownik, który nie wie, czego chce to pracownik nieefektywny.

Problem ten moim zdaniem to nie tylko kwestia nietrafionych wyborów kierunku studiów. To dużo rozleglejsza kwestia, która dotyka całego systemu szkolnictwa. Co jakiś czas bowiem pojawiają się głosy, że uczelnie kształcą bezrobotnych, ale te uczelnie kształcą bezrobotnych, bo wciąż jest zapotrzebowanie na kierunki generujące bezrobotnych wśród absolwentów szkół. Z braku ciekawszego pomysłu wybierają coś, co wydaje się być lekkie, łatwe i przyjemne, nie ma w sobie matematyki, fizyki, chemii… Może i nie mają, ale pracy w zawodzie też jest ograniczona ilość, zarezerwowana dla prawdziwych pasjonatów. Reszta będzie musiała zmierzyć się z twardymi warunkami rynku pracy, które właśnie stają się jeszcze twardsze. Nikt jednak nie pomyśli wcześniej, żeby już w podstawówkach budzić u dzieci zainteresowania, które w przyszłości przełożą się na realne plany zawodowe. W rezultacie jeśli zapytacie jakieś dziecko w wieku szkolnym, co je interesuje, co lubi robić, to najczęściej odpowie, że niczym się nie interesuje.  Nic zatem dziwnego, że takie niezainteresowane niczym dziecko po skończeniu liceum też nie ma pomysłu na siebie i kiedy przychodzi do wyboru kierunku studiów jest to często wybór bardzo pochopny.

Oczywiście, są nam potrzebni wykształceni specjaliści w bardzo różnych dziedzinach. Ale są nam potrzebni przede wszystkim ludzie, którzy wybrali swoje specjalizacje świadomie i celowo. Potrzebni nam ludzie, którzy na określone studia poszli dlatego, że chcieli swoje życie związać z daną dziedziną wiedzy. Natomiast osoby, które trafiają na różne studia z przypadku tak naprawdę utrudniają sobie przyszłe życie. Po studiach, nie za bardzo wiedząc, co mają ze sobą zrobić trafiają na przypadkowe stanowiska pracy, które zwykle nie mają nic wspólnego z tym, co studiowali przez 5 lat. Ekonomista bez powołania sprzedający pościele wełniane, pani fizyk w sekretariacie, pani fililog jako doradca klienta w salonie jubilerskim… Trudno o satysfakcjonującą pracę, kiedy nie wie się, co chciałoby się robić. Nie mówiąc już o tym, że trudno jest przekonać pracodawcę, że po politologii będzie się idealnym handlowcem.

Nadużyciem jest zwalanie całej winy na szkolnictwo wyższe. Jak już wspomniałam, jest zapotrzebowanie ze strony absolwentów, są kierunki studiów. Nie byłoby ich, gdyby dzieci od małego mogły rozwijać swoje zainteresowania w szkole. Choćby było to coś na pozór niezwykle błahego, jak budowanie domków z klocków czy grzebanie przy komputerze. Kto wie, czy nie wyrosną z nich przyszli inżynierowie czy wykwalifikowani informatycy? Może dziewczyna, która od dzieciństwa czesze wszystkie laki i misie, zamiast kończyć przypadkowe studia powinna zająć się zawodowo fryzjerstwem? Czy nie będzie miała wtedy więcej satysfakcji ze swojej pracy? Jakiś czas temu widziałam bardzo głupi film o izraelskim komandosie, którego prawdziwym powołaniem było fryzjerstwo. Film był tak głupi, że aż przykro, ale sama idea tego, że każdy powinien w życiu robić to, co go interesuje jest jak najbardziej słuszna. Nie ma błahych zawodów, jeśli tylko wykonuje się pracę z przekonaniem, że to jest coś, co chcemy robić, jesteśmy w tym dobrzy, sprawia nam to satysfakcję.

Drogie mamy, drodzy nauczyciele, rozwijajcie zainteresowania u dzieciaków, bo za kilka lat polskie firmy nie będą miały kogo zatrudniać! Już teraz połowa kandydatów to zupełnie przypadkowe osoby, które same nie wiedzą, w czym są dobre i do czego się nadają. Jeszcze kilka lat kształcenia przypadkowych magistrów sprawi, że w naszym pięknym kraju będzie garstka specjalistów w swoich dziedzinach i tłum ludzi, którzy nie interesują się niczym i niczym nie potrafią się zająć. Drogie studentki, drodzy studenci- zastanówcie się, co chcecie w życiu robić. Nie bierzcie się za coś, do czego nie macie serca, bo nie czeka was żadna kariera, tylko lata okłamywania pracodawców w CV. Lepiej zajmijcie się nawet najbardziej błahą na pozór sprawą, która będzie sprawiała Wam radość w życiu, zamiast tak zwanej ambitnej rzeczy, którą będziecie robić z przypadku i byle jak.


...