Fragment książki Świat Magdy M.
JAK POWSTAWAŁ SERIAL O MAGDZIE M.?
POCZĄTEK
POCZĄTEK
Serial nie powstałby, gdyby nie szczęśliwy zbieg okoliczności. Wiosną 2004 roku Michał Kwieciński, szef Akson Studio doszedł do wniosku, że skoro świat zachwyca się serialami typu „Seks w wielkim mieście” czy „Ally McBeal”, czemu nie spróbować podobnej produkcji w Polsce? W tym samym czasie zakończyła się emisja popularnego sitcomu „Kasia i Tomek”. Telewizja TVN postanowiła wykorzystać wykreowaną przez serial popularność Joanny Brodzik. Dariusz Gąsiorowski, dyrektor Działu Produkcji Fabularnych TVN, chciał znaleźć dla niej odpowiedni scenariusz. Szukał czegoś, co nie byłoby telenowelą, dramatem ani sitcomem. Tak doszło do spotkania przedstawicieli TVN i Akson Studio, które przedstawiło najbardziej interesujący projekt. JAK
Od początku wiadomo było zatem, kto zagra główną rolę kobiecą. Uzgodniono również, że serial będzie komedią romantyczną utrzymaną w realiach wielkomiejskich. Jego akcja miała więc rozgrywać się w Warszawie. Pytanie tylko, w jakim środowisku? W końcu stanęło na tym, że bohaterami będą prawnicy.
Zapadła decyzja, że powstanie opowieść o stosunkowo młodych, startujących zawodowo ludziach, którzy energicznie idą przez życie, ale nie dążą po trupach do celu, a przy tym mają swoje słabości i śmiesznostki. Przyszedł czas na bliższe określenie głównych bohaterów. Początkowo oboje mieli być ludźmi rozwiedzionym. Ostatecznie wybór padł na układ: ona - wolna, samotna, ale po przejściach, on – rozwodnik z przeszłością.
Kiedy jesienią 2004 do projektu dołączył scenarzysta, Radek Figura, TVN i Akson Studio dysponowały scenariuszami trzech pierwszych odcinków, napisanymi przez kogoś innego. Jednak miały się one nijak do tego, co ostatecznie zobaczyli widzowie.
RADEK FIGURA: To zaproszenie bardzo mnie ucieszyło, bo zawsze chciałem pracować na
zamówienie. Ale tak naprawdę najbardziej pociągały mnie oczekiwania producentów. Otóż chcieli oni, aby była to historia, która dawałaby ludziom radość, szczęście i nadzieję. I to się spięło z moim myśleniem o pisaniu. Ja również pragnąłem dać widzom „produkt”, po którym będą się uśmiechać, który choć trochę podniesie ich na duchu, który pokaże, że jednak można żyć lepiej i mądrzej, a jednocześnie rozbawi ich i wzruszy. Nie wiedziałem, czy poradzę sobie sam z tak ogromnym projektem. Ale był tylko jeden sposób, żeby się o tym przekonać. Dlatego powiedziałem: „Wchodzę w to!”.
Radek był odpowiedzialny za stworzenie od nowa „biblii serialu”, jak nazywa się w świecie filmu biografie postaci i zarys przebiegu zdarzeń. I to on miał nadać nieco groteskowej początkowo opowieści, ten ciepły i subtelny charakter, z którego teraz słynie „Magda M.”. „
Tutaj z wdzięcznością kłaniam się Beacie Gościk i Dorocie Chamczyk,
które bardzo mi pomogły od strony redakcyjnej. A trzeba wiedzieć, że pion produkcyjny prawie wyrywał mi z twardego dysku gotowe odcinki, żeby zdążyć zrobić castingi, przygotować lokacje, plan zdjęć, kalendarzówkę… Przy tak szalonym tempie współpraca obu Pań była nieoceniona.
W pierwszej wersji Magda była Pauliną Dobrzyńską, a Piotr Robertem Strzeszczelewiczem, który wyjechał do Brazylii, tam ożenił się z Dolores, przyjmując jej nazwisko Banderas i został nauczycielem samby. Miał zamieszkać piętro niżej niż Magda, a jego pies, labradorka Lili, miała cały czas napadać kota Pauliny, Stefana. Bohaterowie mieli żyć ze sobą, jak przysłowiowy pies z kotem.
DOROTA CHAMCZYK (producent serialu – TVN):
Musieliśmy odejść od tego pomysłu, bo był zbyt sitcomowy i istniała groźba, że ludzie odbiorą to jako kalkę „Kasi i Tomka”
MICHAŁ KWIECIŃSKI (producent serialu – Akson Studio):
Rzeczywiście, na samym początku ta pierwsza wersja była taką skeczową konstrukcją, kabaretem literackim. My natomiast chcieliśmy podążyć raczej w stronę lekkiego realizmu komediowego. Wiedziałem, że pióro Radka najlepiej się do tego nadaje.
Największym problemem okazało się znalezienie odtwórcy głównej roli męskiej. Gdyby ktoś nie wiedział, w naszym kraju nie jest najlepiej z tak zwanymi atrakcyjnymi mężczyznami w grupie wiekowej między 35 a 40 lat. Można powiedzieć, że wszyscy są już znani, więc jak tu odszukać tego nieznanego, a zdolnego, przystojnego, atrakcyjnego, którego można by wydobyć na światło dzienne i który miałby zdecydowanie więcej niż 18 lat?
Casting trwał kilka tygodni, uczestniczyło w nim kilkudziesięciu, mniej lub bardziej znanych aktorów z całej Polski. Michał Kwieciński od początku stawiał jednak na mało kojarzonego jeszcze wówczas Pawła Małaszyńskiego.
MICHAŁ KWIECIŃSKI: Paweł to przyszłość polskiego kina. On ma to „coś”, co jest poza
jego zdolnościami i talentem. Pewien rodzaj magnetyzmu filmowego. Wydawało mi się, że powinien pokazać, że jest dobry w każdym gatunku. Najpierw zagrał księdza w „Białej sukience”, potem był bandziorem w „Oficerze”, a teraz mógł być romantycznym kochankiem.
Paweł jest jednak nieco młodszy od Joanny Brodzik, należało więc lekko go postarzyć. Nastąpiła mała korekta wizerunku: makijaż, okulary i nieznaczne posiwienie włosów. Nikt wówczas nie spodziewał się, że parę miesięcy później ten wizerunek spowoduje pojawienie się na forum internetowym serialu gorącej prośby: „Panie Małaszyński, niech pan przestanie, bo moja żona od jutra będzie spała z telewizorem”! Bo Paweł – chociaż twierdzi, że w rzeczywistości nie ma nic wspólnego z Korzeckim – w „Magdzie M.” stworzył nowy typ amanta, którego pokochała większość Polek.
MICHAŁ KWIECIŃSKI: Paweł świetnie gra Piotra, jednak prywatnie ta postać kompletnie
do niego nie pasuje. On jest urodzonym buntownikiem i boi się chyba, aby po tej roli nie przylgnęła do niego łatka ugrzecznionego aktora chłoptasia.
...