Czar par w wersji international
Od niedawna znów nie wypada być singlem. Trzeba się parować. Tym razem w wersji międzynarodowej. Nieważne jak, hetero, czy homo, ale wymóg społeczny po raz kolejny w historii nakazuje brać udział w partnerstwie dla światowego pokoju. Oto więc "Czar par"! Edycja międzynarodowa. Czy szał (show) ma szanse znów się sprawdzić?
Piękni dwudziestoletni
Jeszcze dziesięć lat temu nikt, nie pomyślałby, że moda na związki małżeńskie wróci do Polski tak szybko. Boom końca XX wieku na bycie singlem powoli mija i znów wracamy do sakramentalnego „tak”. Seanse dla pojedynczych egzemplarzy świecą pustkami, coraz więcej kont na portalach matrymonialnych, spotkań w stylu „speed date” i „open czat”. I choć nie szukamy partnerów na siłę, to łatwiej ich dziś znaleźć, bo więcej czasu spędzamy w Londynie, Nowym Yorku, Delhi, Tokio czy choćby w.. Internecie. Wybór jest większy, a więc i prawdopodobieństwo trafienia również. Jako obywatele globalnej wioski, nie mamy już kompleksów a o różnicach kulturowych nie czytamy wyłącznie w podręcznikach, ale zauważamy je na obiadach u przyszłych teściów, babć i wujków. Łatwiej jest je oswoić, zaakceptować, ale też znacznie łatwiej uznać za… nieistotne. Stąd na spotkaniach klasowych zamiast Anny Nowak, spotykamy Anne Nowak-Gutierez, żonę Chilijczyka, Magdę Alvares, związaną z Brazylijczyka czy Dorotę Singh, która synowi, dała na imię, po mężu – Aditia. Młodzi Polacy coraz częściej decydują się na życie z obcokrajowcami. W kraju lub poza nim. I tak, jak w znanej piosence „Ja mam 20 lat, Ty masz dwadzieścia lat”… czekają na siódme niebo. Oto kilka prostych historii, z życia znajomych - pięknych dwudziestoletnich, którym po drodze do nieba, przyszło…
Powiedz tak w hindi
Ona ma 23 lata i decyduje się wyjechać, do modnych obecnie Indii. Pracę bez problemu dostaje w TATA, indyjskim gigancie, produkującym wszystko, od biustonoszy i soli po samochody. Zajmuje się komunikacją i marketingiem. Przystosowuje się do nowego życia, firmy, obyczajów, pogody. Czas więc na łowy. Nie musi czekać długo, blondynka, do tego Europejka, to wciąż jeszcze szczyt marzeń dla szerokiego grona młodych Hindusów. Zaprasza ją na obiad kolega z pracy. Czemu nie? Spędzają miłe popołudnie. Następnego dnia On pyta, czy są już parą? Dla Niej za szybkie tempo. Wybiera więc innego, typ zwany „ATM” lub po prostu „Cash point”. Młody, wykształcony, bogaty, niestety już dawno zaręczony. Nie przeszkadza to oczywiście w niezobowiązujących znajomościach. Tak, jak przed i po ślubie. Jemu wolno. Jej i tak tradycyjna hinduska rodzina, nie zaakceptuje. Mimo wszystko zostają parą, weekendową, imprezową. Ona jest nawet honorowym gościem na Jego weselu. Zresztą oboje poznają Jego żonę, dopiero w dniu ślubu. Rodzicom pisze: „Zakochałam się”i po kryjomu uczy się hindi. Na wakacje do Polski przyjeżdżają razem. Ona, by się pochwalić, On w podróż służbową.
Manuel nie zawsze znaczy Macho?
Ona kończy w Polsce socjologię. Za pracą wyjeżdża do Irlandii. Poznają się w jednym z pubów w Dublinie. Historia, jakich wiele? Tylko tym razem On jest Brazylijczykiem i decyduje się jechać za Nią do Polski. Wraca, więc nie sama, ale już z narzeczonym. Ślub na początku odkładają. I choć On wydaje się nie być typem macho, ale wrażliwcem o wielkim sercu, chcą jeszcze poczekać. Mają dopiero po dwadzieścia cztery lata. By zostać w Europie potrzebne mu jednak pozwolenie. Sakramentalne „tak” jest, więc nieuniknione. Mama i tata poznają... Manuela. W podróż poślubną jadą do Brazylii. Ona chce poznać teściów i miejsce, gdzie jej mąż dorastał. Bajkowa wyprawa rozpoczyna się prozaicznym kupnem biletów, na które On nie ma pieniędzy. Płaci, więc Ona. Również za obiad na lotnisku, taksówkę do domu rodziców i …wiele innych rzeczy. Niby nic, a jednak okazuje się, że ukochany aż za bardzo przywykł do damskiej opieki. Dla mamy ma wciąż trzynaście lat. Karmi go więc, pierze, prasuje, błaga, by się nie przemęczał. Ona nie może uwierzyć, nawet, gdy to ją prosi, by w jego imieniu posprzątała i umyła naczynia. On musi spotkać się z kumplami. Coś w głowie jej podpowiada, że to nie za takiego faceta wyszła za mąż. Protestuje, próbuje wytłumaczyć, że przecież związek to partnerstwo, że obowiązkami trzeba się dzielić. W zamian dostaje uwagi o histeryzowaniu i wytłumaczenie, że przecież każdy facet właśnie po to ma żonę. Na lekcje samby może, więc liczyć tylko w domu, w akompaniamencie kuchennych naczyń.
Oszczędzaj wodę, czyli Europejczyk w Tokio
On ma dwadzieścia siedem lat, do Berlina z Warszawy przeprowadził się trzy lata temu. Szybko znalazł pracę. Jeszcze szybciej zaaklimatyzował i polubił miasto. Poznał Ją, studiującą w stolicy Niemiec, Japonkę. Zostali parą. Koledzy w Polsce zazdrościli pięknej, egzotycznej dziewczyny. Rodziców urzekła jej grzeczność i szacunek dla starszych. Czegóż więcej chcieć? Chciał zobaczyć jej dom, w końcu o związku, myślał poważnie. Wiedział, że pochodziła z tradycyjnej rodziny. Po 1,5 roku, w końcu polecieli do Tokio. Czad!!! Na lotnisku nikt jednak nie czekał. Ojca i matkę poznał dopiero w domu. Przyjęli go chłodno, z rezerwą. Żadne z nich nie mówiło po angielsku. Przetrwałby wszystko. Ichniejsze smakołyki, młodszego brata, w ekstremalnej wersji połączenia bohatera mangi i emo, nawet wszędobylskie spojrzenia za dwumetrowym blondynem. Nie przetrwał tylko rytualnej kąpieli w wodzie, po ojcu swojej wybranki. Nawet w globalnej wiosce są granice, nie do przejścia. Jakoś nie mógł się przełamać, kochać tak mocno też już nie. Nie są parą, choć dalej lubi mangi i dziewczyny o skośnych oczach. Tym razem już tylko w wersji europejskiej.
Przepraszam, Pan z piramidy?
Ona wyjeżdża na studencką wymianę do Austrii. Ale chce się uczyć, nie flirtować. On w Wiedniu mieszka od urodzenia. Austriak, egipskiego pochodzenia, zakochany w Kairze. Wpadają na siebie na uczelni. Przygotowują razem do egzaminów. Ona zaprasza go nawet do swojego akademika. Koleżanki wodzą wzrokiem, za kolegą z piękną opalenizną i pytają, czy oni tam dalej mieszkają w piramidach, bo to przecież tak egzotycznie. Na szczęście On nie pochodzi z bardzo tradycyjnej rodziny. Dogadują się we wszystkim. Jego mama uczy ją piec egipskie ciasto kukurydziane i przyrządzać dip z bakłażana. Tylko, gdy przyjeżdżają na wigilię do Polski, sąsiedzi aż nadto pożyczają od niej szklankę cukru, a ojciec informuje, że ślub tylko po jego trupie. Trupa nie ma. Na Wielkanoc wraca już sama. Zamiast do Egiptu, na wakacje wyjeżdża na Mazury.
Znoje we dwoje
Na pozór jest łatwo. Nie dzieli nic albo prawie nic, za to łączy wiele planów i marzeń. W głowie po raz pierwszy słychać Marsz Mendelsona. I choć wydaje się, że jako osobnicy należący do plemienia z tej samej, globalnej wioski, mamy podobne doświadczenia, wzorce, mentalność i rodziców, to w gruncie rzeczy wciąż żyjemy w odległych światach. Nie jest to może Mars i Wenus, ale wystarczająco daleko, by zamiast „tak” usłyszeć „nie”. Czar par znów okazuje się występować pod hasłem: „We dwoje przez znoje”, tylko tym razem, w wersji międzynarodowej.
Jeszcze dziesięć lat temu nikt, nie pomyślałby, że moda na związki małżeńskie wróci do Polski tak szybko. Boom końca XX wieku na bycie singlem powoli mija i znów wracamy do sakramentalnego „tak”. Seanse dla pojedynczych egzemplarzy świecą pustkami, coraz więcej kont na portalach matrymonialnych, spotkań w stylu „speed date” i „open czat”. I choć nie szukamy partnerów na siłę, to łatwiej ich dziś znaleźć, bo więcej czasu spędzamy w Londynie, Nowym Yorku, Delhi, Tokio czy choćby w.. Internecie. Wybór jest większy, a więc i prawdopodobieństwo trafienia również. Jako obywatele globalnej wioski, nie mamy już kompleksów a o różnicach kulturowych nie czytamy wyłącznie w podręcznikach, ale zauważamy je na obiadach u przyszłych teściów, babć i wujków. Łatwiej jest je oswoić, zaakceptować, ale też znacznie łatwiej uznać za… nieistotne. Stąd na spotkaniach klasowych zamiast Anny Nowak, spotykamy Anne Nowak-Gutierez, żonę Chilijczyka, Magdę Alvares, związaną z Brazylijczyka czy Dorotę Singh, która synowi, dała na imię, po mężu – Aditia. Młodzi Polacy coraz częściej decydują się na życie z obcokrajowcami. W kraju lub poza nim. I tak, jak w znanej piosence „Ja mam 20 lat, Ty masz dwadzieścia lat”… czekają na siódme niebo. Oto kilka prostych historii, z życia znajomych - pięknych dwudziestoletnich, którym po drodze do nieba, przyszło…
Powiedz tak w hindi
Ona ma 23 lata i decyduje się wyjechać, do modnych obecnie Indii. Pracę bez problemu dostaje w TATA, indyjskim gigancie, produkującym wszystko, od biustonoszy i soli po samochody. Zajmuje się komunikacją i marketingiem. Przystosowuje się do nowego życia, firmy, obyczajów, pogody. Czas więc na łowy. Nie musi czekać długo, blondynka, do tego Europejka, to wciąż jeszcze szczyt marzeń dla szerokiego grona młodych Hindusów. Zaprasza ją na obiad kolega z pracy. Czemu nie? Spędzają miłe popołudnie. Następnego dnia On pyta, czy są już parą? Dla Niej za szybkie tempo. Wybiera więc innego, typ zwany „ATM” lub po prostu „Cash point”. Młody, wykształcony, bogaty, niestety już dawno zaręczony. Nie przeszkadza to oczywiście w niezobowiązujących znajomościach. Tak, jak przed i po ślubie. Jemu wolno. Jej i tak tradycyjna hinduska rodzina, nie zaakceptuje. Mimo wszystko zostają parą, weekendową, imprezową. Ona jest nawet honorowym gościem na Jego weselu. Zresztą oboje poznają Jego żonę, dopiero w dniu ślubu. Rodzicom pisze: „Zakochałam się”i po kryjomu uczy się hindi. Na wakacje do Polski przyjeżdżają razem. Ona, by się pochwalić, On w podróż służbową.
Manuel nie zawsze znaczy Macho?
Ona kończy w Polsce socjologię. Za pracą wyjeżdża do Irlandii. Poznają się w jednym z pubów w Dublinie. Historia, jakich wiele? Tylko tym razem On jest Brazylijczykiem i decyduje się jechać za Nią do Polski. Wraca, więc nie sama, ale już z narzeczonym. Ślub na początku odkładają. I choć On wydaje się nie być typem macho, ale wrażliwcem o wielkim sercu, chcą jeszcze poczekać. Mają dopiero po dwadzieścia cztery lata. By zostać w Europie potrzebne mu jednak pozwolenie. Sakramentalne „tak” jest, więc nieuniknione. Mama i tata poznają... Manuela. W podróż poślubną jadą do Brazylii. Ona chce poznać teściów i miejsce, gdzie jej mąż dorastał. Bajkowa wyprawa rozpoczyna się prozaicznym kupnem biletów, na które On nie ma pieniędzy. Płaci, więc Ona. Również za obiad na lotnisku, taksówkę do domu rodziców i …wiele innych rzeczy. Niby nic, a jednak okazuje się, że ukochany aż za bardzo przywykł do damskiej opieki. Dla mamy ma wciąż trzynaście lat. Karmi go więc, pierze, prasuje, błaga, by się nie przemęczał. Ona nie może uwierzyć, nawet, gdy to ją prosi, by w jego imieniu posprzątała i umyła naczynia. On musi spotkać się z kumplami. Coś w głowie jej podpowiada, że to nie za takiego faceta wyszła za mąż. Protestuje, próbuje wytłumaczyć, że przecież związek to partnerstwo, że obowiązkami trzeba się dzielić. W zamian dostaje uwagi o histeryzowaniu i wytłumaczenie, że przecież każdy facet właśnie po to ma żonę. Na lekcje samby może, więc liczyć tylko w domu, w akompaniamencie kuchennych naczyń.
Oszczędzaj wodę, czyli Europejczyk w Tokio
On ma dwadzieścia siedem lat, do Berlina z Warszawy przeprowadził się trzy lata temu. Szybko znalazł pracę. Jeszcze szybciej zaaklimatyzował i polubił miasto. Poznał Ją, studiującą w stolicy Niemiec, Japonkę. Zostali parą. Koledzy w Polsce zazdrościli pięknej, egzotycznej dziewczyny. Rodziców urzekła jej grzeczność i szacunek dla starszych. Czegóż więcej chcieć? Chciał zobaczyć jej dom, w końcu o związku, myślał poważnie. Wiedział, że pochodziła z tradycyjnej rodziny. Po 1,5 roku, w końcu polecieli do Tokio. Czad!!! Na lotnisku nikt jednak nie czekał. Ojca i matkę poznał dopiero w domu. Przyjęli go chłodno, z rezerwą. Żadne z nich nie mówiło po angielsku. Przetrwałby wszystko. Ichniejsze smakołyki, młodszego brata, w ekstremalnej wersji połączenia bohatera mangi i emo, nawet wszędobylskie spojrzenia za dwumetrowym blondynem. Nie przetrwał tylko rytualnej kąpieli w wodzie, po ojcu swojej wybranki. Nawet w globalnej wiosce są granice, nie do przejścia. Jakoś nie mógł się przełamać, kochać tak mocno też już nie. Nie są parą, choć dalej lubi mangi i dziewczyny o skośnych oczach. Tym razem już tylko w wersji europejskiej.
Przepraszam, Pan z piramidy?
Ona wyjeżdża na studencką wymianę do Austrii. Ale chce się uczyć, nie flirtować. On w Wiedniu mieszka od urodzenia. Austriak, egipskiego pochodzenia, zakochany w Kairze. Wpadają na siebie na uczelni. Przygotowują razem do egzaminów. Ona zaprasza go nawet do swojego akademika. Koleżanki wodzą wzrokiem, za kolegą z piękną opalenizną i pytają, czy oni tam dalej mieszkają w piramidach, bo to przecież tak egzotycznie. Na szczęście On nie pochodzi z bardzo tradycyjnej rodziny. Dogadują się we wszystkim. Jego mama uczy ją piec egipskie ciasto kukurydziane i przyrządzać dip z bakłażana. Tylko, gdy przyjeżdżają na wigilię do Polski, sąsiedzi aż nadto pożyczają od niej szklankę cukru, a ojciec informuje, że ślub tylko po jego trupie. Trupa nie ma. Na Wielkanoc wraca już sama. Zamiast do Egiptu, na wakacje wyjeżdża na Mazury.
Znoje we dwoje
Na pozór jest łatwo. Nie dzieli nic albo prawie nic, za to łączy wiele planów i marzeń. W głowie po raz pierwszy słychać Marsz Mendelsona. I choć wydaje się, że jako osobnicy należący do plemienia z tej samej, globalnej wioski, mamy podobne doświadczenia, wzorce, mentalność i rodziców, to w gruncie rzeczy wciąż żyjemy w odległych światach. Nie jest to może Mars i Wenus, ale wystarczająco daleko, by zamiast „tak” usłyszeć „nie”. Czar par znów okazuje się występować pod hasłem: „We dwoje przez znoje”, tylko tym razem, w wersji międzynarodowej.
...