Nie musisz wierzyć w duchy, by poczuć ich obecność. Jodi Picoult przekonuje, że na tym świecie istnieje nie tylko to, co można zobaczyć oczami...
Comtosook, Vermont, Stany Zjednoczone. Firma deweloperska zamierza wybudować galerię handlową w miejscu pochówku Indian Abenaki. Mimo ich gwałtownych protestów, zaczyna się budowa. W tym samym czasie miasteczko nawiedza seria niewyjaśnionych zdarzeń: z nieba spadają płatki róż, w powietrzu unosi się zapach owoców leśnych, a ziemia zamarza, chociaż jest środek lata…
Do pracy przystępuje Ross Wakeman, łowca duchów, starający się nawiązać kontakt ze zmarłą narzeczoną, którą wciąż kocha miłością prawdziwą i wierną aż… za grób. Badając paranormalne zjawiska na spornym terenie, Ross poznaje tajemniczą Lię, która na nowo budzi w nim ochotę do życia. Jednak to, co odkrywa Wakeman, wykracza daleko poza wszystko, co mógłby sobie wymarzyć zarówno na tym, jak na tamtym świecie...
Jodi Picoult (ur. 1966) – studiowała nauki humanistyczne na Uniwersytecie Princeton i pedagogikę na Uniwersytecie Harvarda. W 2003 roku otrzymała nagrodę New England Book za całokształt twórczości. Jest autorką osiemnastu powieści, m.in.: „Bez mojej zgody”, „Zagubiona przeszłość”, „Świadectwo prawdy”, „Jesień cudów” i „Krucha jak lód”. Łączny nakład jej książek na świecie (w ponad 40 krajach) to 7 milionów egzemplarzy. Powieści Jodi Picoult przetłumaczono dotychczas na 30 języków.
Fragment:
Rossowi Wakemanowi udało się umrzeć za pierwszym razem, za drugim i trzecim już nie.
Wprawdzie zasnął za kierownicą i zjechał z mostu do jeziora (to był ten drugi raz), ale na brzegu odnaleźli go ratownicy. Kiedy na pół zatopioną hondę wydobyto z wody, miała zablokowane wszystkie drzwi, a przyciemnione szyby popękane w pajęczynę, chociaż nierozbite. Nikt nie mógł pojąć, w jaki sposób Ross wydostał się ze środka, a tym bardziej, jak udało mu się uniknąć choćby zadrapania.
Za trzecim razem, w Nowym Jorku, został napadnięty na ulicy. Złodziej zabrał Rossowi portfel, pobił go, a na koniec strzelił mu w plecy i porzucił na pewną śmierć. Kula wypalona dostatecznie blisko, aby roztrzaskać łopatkę i przebić płuco, jakimś cudem tylko utkwiła w kości. Mała bryłka ołowiu służyła teraz Rossowi za breloczek do kluczy.
Pierwszy raz wydarzył się wiele lat wcześniej, w samym środku burzy. Z nieba oderwała się piękna błękitna błyskawica i trafiła Rossa prosto w serce. Lekarze powiedzieli mu później, że przez siedem minut był oficjalnie uznany za zmarłego. Dowodzili, że prąd nie zaatakował Rossa bezpośrednio, gdyż pięćdziesiąt tysięcy amperów spowodowałoby zagotowanie płynów w komórkach i rozsadzenie klatki piersiowej. Błyskawica musiała uderzyć gdzieś blisko i wytworzyć w jego ciele prąd na tyle silny, by doprowadził do zaburzenia rytmu serca. Lekarze uznali, że Ross miał kupę szczęścia.
Byli w błędzie.