Martyna rozpoczyna nową pracę spóźnieniem, awanturą z szefem i miłością od pierwszego wejrzenia. Niestety, obiekt westchnień i jednocześnie bezpośredni przełożony wydaje się jej nienawidzić. W dodatku wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że nigdy się nią nie zainteresuje.
Martyna nie rozpacza, powoli układając swoje życie uczuciowe i zawodowe. Tylko dlaczego Hubert wydaje się nie lubić jej nowego chłopaka? Dlaczego sąsiad, pan Rysio, staje się coraz częstszym gościem w jej domu? Jaką rolę odgrywa wróżka Nina? Wreszcie – ile problemów może przysporzyć plotka?

Fragment:


Martyna wbiegała po schodach obdrapanej klatki schodowej na trzecie piętro, przeskakując po trzy stopnie naraz. Jej ciało, od palców stóp po czubek głowy, wypełniała niczym nie zmącona radość i czuła w sobie taki przypływ energii, że chętnie pokonywałaby nawet cztery schodki w jednym skoku, gdyby tylko pozwoliła jej na to długość kończyn dolnych. Chciało jej się tańczyć i śpiewać i z pewnością unosiłaby się w powietrzu jak motylek, gdyby nie przyziemna i mało romantyczna siła grawitacji, która powoduje, że nawet chwilowe zapomnienie o jej istnieniu grozi nabiciem sobie guza. Biegła więc tylko co sił w nogach, z radosnym biciem serca i entuzjastycznym obłędem w oczach. Twarz rozjaśniał jej promienny uśmiech płynący z głębi duszy, który powoduje, że od razu wyglądamy lepiej, pomimo nieprzespanej nocy, tłustych włosów i braku makijażu. Przybrudzona klatka schodowa zmieniła się w połyskujący srebrem korytarz do nieba, a sprayowe bazgroły miejscowych chuliganów dziś wydawały się przejawem prawdziwej sztuki. Bo tego popołudnia cały świat był tylko i wyłącznie piękny.
 Zdyszana stanęła przed drzwiami mieszkania na trzecim piętrze i energiczne przycisnęła dzwonek. Cieszyła się, że zaraz zobaczy mamę i babcię i wszystko im opowie. Drzwi się uchyliły i Martyna niczym burza wtargnęła do środka.
– Mamo! Babciu! Dostałam pracę! Przyjęli mnie! Przyjęli! Słyszycie!
Rzuciła się z pasją małego tygryska na stojącą w przedpokoju kobietę w średnim wieku i zaczęła ją ściskać i obracać tak, że o mało obie się nie wywróciły.
– Ach! Mamo, tak się cieszę! Nie masz pojęcia! – Martyna krzyczała jej prosto w ucho.
 – To cudownie! Po prostu cudownie! Ale zaraz mnie udusisz i ogłuchnę! – Pani Renata starała się delikatnie uwolnić z uścisku ukochanej córeczki.