Nie mówimy tutaj o wielkich wyprowadzkach z trzaskaniem drzwiami w tle – chociaż te nie są rzadkością – ale sprawach prozaicznych. Był facet, teraz go nie ma, ale jego ciuchy czy dokumenty dalej zalegają na naszych półkach. Najwspanialej byłoby umówić się, jaśnie pan przychodzi, zabiera co jego i czary-mary – słuch po nim zaginął. Zdajemy sobie jednak sprawę, że życie bywa bardziej skomplikowane. Czasami rzeczony delikwent wywinął nam taki numer, że nie chcemy go widzieć, aby nie mieć człowieka na sumieniu. Innym razem nie jesteśmy w dobrej kondycji fizycznej i psychicznej, nie mamy ochoty na jakiekolwiek wizyty lub po prostu nie możemy się zgrać. Czasami różne myśli przychodzą nam do głowy, nierzadko nie myślimy o konsekwencjach tego, co zrobimy. Oto jak kilka kobiet poradziło sobie z tym problemem:
- Byliśmy z Krzyśkiem razem 3 lata, powoli się do mnie wprowadzał. – opowiada Paulina (27). – W sypialni stały już dwa kartony z ciuchami, aparat cyfrowy, jakieś drobiazgi, miał też swoją część w łazience. Aż tu nagle wszystko się skończyło w ciągu jednego weekendu. Skracając całą historię – „przypadkowo” wpadł na swoją byłą, resztę sobie dopowiedzcie. Byłam w takim szoku, że nawet nie zwróciłam uwagi na jego rzeczy, zauważyłam je dopiero po jakimś tygodniu. Wykręciłam jego numer, nie odebrał. Nagrałam się trzy razy, odczekałam kilka dni i postanowiłam zadzwonić po raz ostatni. Odebrała ONA z pytaniem, czemu dręczę jej mężczyznę. Co za tupet! Tego było już za dużo, dostałam takiej furii jak nigdy. Otworzyłam okno i wywaliłam wszystko (mieszkam na 4 piętrze). Niestety, później otrzymałam łatkę „wariatki”, no i musiałam odkupić ten głupi aparat! Jakbym miała mało zmartwień…
- Mój facet był strasznym gadżeciarzem. Drogie zegarki, nowe technologie, super samochód. Czasami to aż śmiałam się z niego, ale przymykałam na to oko, bo w gruncie rzeczy to był dobry człowiek – tłumaczy Bożena (35). – Ale nasze drogi się rozeszły po jednej, ogromnej awanturze. Padło tyle nieciekawych słów, że nie miałam ochoty nawet o nim myśleć, a tu taki klops – zostawił u mnie: telefon, lustrzankę, iPod, dwie pary butów i zegarek. Jakby sprzedać te fanty po wartości rynkowej to pół roku można nie pracować! Nie spieszyło mu się po nie specjalnie, więc wrzuciłam cały zestaw na aukcję internetową z obietnicą, że zysk zostanie przekazany na cele charytatywne. Pocztą pantoflową jednak to do niego doszło, a on zamiast zadzwonić czy przyjechać zawiadomił policję, że złodziej sprzedaje jego rzeczy! Najadłam się tylko wstydu i stresu.
- To wszystko było ponad moje siły – zawiesza na chwilę głos Sylwia (30). – Okoliczności mojego rozstania z Adamem nie były wesołe. Zostawiał mi na głowie cały dom, podczas gdy on hulał sobie w najlepsze. Jednego dnia po prostu zniknął na dobre, a później poinformował mnie, że jest w Anglii u rodziny, nie wie kiedy wraca i musi odpocząć. Chciałam go w ogóle wymazać ze swojego życia, ale jak na złość byliśmy w trakcie przeprowadzki. Wydawało mi się, że przesyłki zagraniczne zazwyczaj nie są najtańsze, ale jego rzeczy było pełno – miałam się z pudłami po oddziałach pocztowych tułać? Przypomniałam sobie jednak, że kiedyś wysyłaliśmy jego kuzynowi lekarstwa, których zapomniał po jednej wizycie u nas, kurierem. W 10 minut obliczyłam wszystkie koszta i wysłałam. Nie wiem, jaką miał minę, ale chyba nietęgą, bo następnego dnia bombardował mnie telefonami od rana. W końcu wysłał SMS-a: „Jesteś wiedźmą, gdzie ja to wszystko upchnę?!” Moim zdaniem wybrnęłam z sytuacji najlepiej, jak mogłam, były droższe, bardziej czasochłonne i mniej bezpieczne opcje do wyboru. Ale to już nie mój problem.
– Podziwiam kreatywne pomysły! – śmieje się Grzegorz Mazik-Wietrzyński z firmy kurierskiej 4Logis.pl –Jednakże czasami lepiej poszukać mniej radykalnych rozwiązań, aby oszczędzić sobie dalszych problemów.