Czy miłość może być zła? Czy może niektórzy ludzie spotykają się za wcześnie, a inni za późno? Czy możliwe jest prawdziwe uczucie, wbrew wszystkiemu? Takie, które wybacza każde potknięcie?
Kochać można mimo szpetoty ciała, mimo zdrady, mimo minionych lat. Kochać można na wiele sposobów: głupio, namiętnie, bezinteresownie, naiwnie, do końca życia. A mimo to miłość nie zawsze zwycięża.
"Jutra może nie być" to historia kobiety, która pogubiła się w życiu. Na jednym z portali internetowych Kinga odnajduje po latach swoją „wielką miłość”.
On jest żonaty, ona za kilka miesięcy wypowie sakramentalne „tak”. Nawiązują romans. Dla Kingi ta miłość jest wyjątkowa. Rzuca dla niej dotychczasowe życie i czeka, aż on zrobi to samo. Zostaje kochanką. Sytuacja komplikuje się, kiedy zachodzi w ciążę…
"Jutra może nie być" to opowieść nie tylko o miłości, ale także o stracie, cierpieniu, przyjaźni, poszukiwaniu swojego miejsca na ziemi i sile, jaka tkwi w kobietach. Kobietach, które mimo przeciwności losu odnajdują w sobie odwagę, by iść do przodu i nie spoglądać wstecz. Kobietach, które spełniają swoje marzenia.
Fragment:
Od lat towarzyszyło mi wspomnienie tego mężczyzny, w którym podkochiwałam się skrycie. Dużo wody w rzece upłynęło, sporo lat od naszego ostatniego spotkania, a ja wciąż nie potrafiłam go zapomnieć. Miał coś w sobie, coś wyjątkowego, wręcz magicznego. Czułam, że kiedyś się jeszcze spotkamy, po prostu to wiedziałam. Życie przynosi niespodzianki, w najmniej oczekiwanym momencie. Kiedy wszystko wydaje się być poukładane i zapięte na ostatni guzik, kiedy człowiek myśli, że już nic go ciekawego nie spotka, wtedy wydarza się coś co burzy porządek. Wiele razy potem będę się zastanawiała, dlaczego? Dlaczego jedno zdarzenie uruchomiło cały szereg wydarzeń? Gdybym jednak miała cofnąć czas, nic bym nie zmieniała, może z wyjątkiem jednego... Wszystko miało sens. Nawet czasami, kiedy jesteśmy zatopieni w morzu bezsensu, to też w tym jest jakiś sens. Sprawy nabierają kolorów, gdy możemy na nie spojrzeć z dystansu.
Kiedy na szklanym ekranie pojawiały się słowa tego mężczyzny, nie rozumiałam swoich reakcji. Serce biło mi dużo szybciej, a ciało stawało się gorące. Wychodziła ze mnie jakaś druga kobieta, bardziej dzika i namiętna. Drzemała we mnie lekkim snem, po czym przy stukocie klawiatury budziła się do życia. I chciała. Chciała go więcej i więcej.
- Zrobiłaś obiad? Jestem głodny! – wyrwał mnie z letargu głos Darka. Szybko zamknęłam maila.
Obiad? Jaki obiad?
Mój narzeczony wszedł do kuchni i zaczął trzaskać pokrywkami od garnków.
- Nic nie ugotowałaś? – zapytał zdziwiony. Na jego twarzy odmalowało się zdziwienie i gniew. Zmarszczył czoło. Tak, przecież zawsze gotowałam. Miał podany obiadek prosto pod nos. Zawsze po pracy.
- Wiem– stwierdziłam.- Nie miałam czasu.
- A co robiłaś? – był coraz bardziej zdenerwowany.
- Odpoczywałam po pracy.
- Czyli nic nie robiłaś?
- Nic.
-Właśnie widzę, że nic.
Trzasnął drzwiami i wyszedł.
„Obrażaj się” – pomyślałam. Dla mnie to nawet i lepiej. Liczył się tylko on. Mój drogi M. Czułam, że z nim nieważna była przeszłość ani przyszłość. Razem tworzyliśmy wirtualną teraźniejszość.