A jego wielkość zaznacza się głównie w tym, że autor bazuje na najczulszych ludzkich instynktach. Zwykle jest więc to książka, której fabuła oplata się wokół jakiejś tragedii. Albo z drugiej strony – problem traktuje się tak powierzchownie i infantylnie – a bo to jakiś mężczyzna kocha kobietę, ale nie mogą być razem, bo ona jest w wyższej warstwy społecznej, a on synem zwykłego wieśniaka – że aż z daleka „pachnie” telenowelą albo „szybką” akcją rodem z Harlequina (nie obrażając zgoła tej serii).
Zachodzę więc do księgarni i zastaje taki miszmasz tandety. Przeglądam, wertuję, nic nie kupuję, wychodzę. Potem widzę statystyki, które wykazują, że ponad połowa Polaków nie czyta książek. To ja się pytam w takim razie: co mamy czytać?
I może sama sobie odpowiem na to pytanie, bo w końcu ustrzeliłam coś, co nie wpisywało się w pulpę szmiry. W końcu coś, co odsłoniło śmieszność współczesnych ludzi, którzy do życia podchodzą z pełną powagą, którym wyznaczniki martyrologiczne to świętość, i którzy jeszcze wierzą w koncepcje mesjanistyczne, a więc że Polska Chrystusem Narodów.
Życie: podręcznik sztuki przetrwania Łukasza Miszewskiego to leksykon prawie wszystkiego, który odsłania zasady pokrętnych mechanizmów choroby wenerycznej, którą nazywa ŻYCIEM. To zbiór 256 rzeczy, które trzeba wiedzieć o (wszech)świecie. To poradnik, dzięki któremu dowiemy się, jak zwalczyć oślizgłe, morświnie zło na Helu, uniknąć gazu, zwanego Chińczykami, nie dać się pożreć windom, ustrzec się piekła w Urzędzie Skarbowym. To w końcu skrócona historia świata i narodów, dzieje początków stworzenia, wyjaśnienie znaczenia kontynentów, krajów, ciał niebieskich i zjawisk atmosferycznych.
Po jej przeczytaniu można mieć uzasadnione obawy przed tym, żeby wypowiedzieć słowa: „Powiedzcie mojej żonie, że ją kochałem”, „To na pewno było pańskie Volvo?” i „Niemożliwe, przecież granat tak nie wygląda”, i przed tym, by wypuścić swą nastoletnią córkę z domu z mężczyzną w płaszczu! Tak samo można zacząć się bać wziąć do ręki telefon komórkowy i spotkać przedstawicieli podstępnej rasy, którzy chodzą w białych kitlach i wykonują eksperymenty na ludziach.
I – to chyba najważniejsza informacja, ale zostawiłam ją na koniec, bo apetyt rośnie w miarę jedzenia – Miszewski napisał, że jeden dinozaur przeżył! Nazywa się Antoni Piechniczek. Kim więc tak naprawdę były wielkie gadziny naczelne!?
Łukasz Miszewski – szalony wizjoner na miarę XXI wieku – w swym Życiu: podręczniku sztuki przetrwania w niezwykle barwny, nierzadko sarkastyczny, a nawet ironiczny, frywolny i prześmiewczy sposób wyjaśnia wszelkie te tajemnicze zagadnienia.
Pośmiejemy się więc wraz z autorem książki, bo życie jest za krótkie, by wciąż przeżywać tragedię. I – nadając na falach Miszewskiego – poznajmy twarde zasady rządzące wszechświatem, a nasze nazwiska zostaną skreślone z listy ginących gatunków.