Szkapowaty nieudacznik spotyka przed klatką z wyjątkowo leniwym lwem nieokreślonego wieku dziewczynę na wózku inwalidzkim. Proste dwa zdania, które do niego wypowiada zupełnie zmieniają jego spojrzenie na otaczający go świat. Idąc śladem dziewczyny trafia na ulicę pełną domów publicznych, gdzie poznaje Feliksa Baltazara Jaxa-Jaxińskiego. Od tego momentu jego dni zaczynają się w pokoju mieszkania pełnego ledwo żywych ćpunów, zatrzymują się na pełną słodyczy chwilę przy szpitalnym łóżku i kończą w towarzystwie Feliksa Baltazara w domu uciech. Ale może autorka miała na myśli coś zupełnie innego?
„Niezidentyfikowany obiekt halucynogenny” Pauliny Bukowskiej balansuje na granicy rozumienia. Fabuła jest rozmyta, a język zawoalowany, a mimo to książkę czyta się rewelacyjnie.
Autorka jest rozkochana w metaforach. Najbardziej prozaiczne czynności, jak chociażby zapalanie papierosa, ubierane są w porównania tak bogate i abstrakcyjne, że nie skupiając się łatwo można zgubić ich sens. Cała książka od początkowego, przełomowego momentu staje się metaforą. Opisywane zdarzenia można interpretować na różne sposoby. Może są jej psychodeliczną wizją, może opisem narkotycznego upojenia bohatera, a może innym, nie dosłownym przedstawieniem zwykłej realności? Ciężko jest określić, czy autorka zabrała nas do zupełnie innego świata, czy po prostu na inny poziom percepcji tego, który już znaliśmy.
„Niezidentyfikowany obiekt halucynogenny” nie jest prozą łatwą w odbiorze. To książka do czytania w małych dawkach i w sprzyjających warunkach. Autorka tak bardzo napracowała się tworząc inteligentne, błyskotliwe, spostrzegawcze zdania, że aż żal byłoby, gdyby nam gdzieś umknęły.
Paulina Bukowska napisała swoją powieść mając siedemnaście lat. To dokładnie ten sam wiek, jaki osiągnęła Dorota Masłowska pisząc osławioną „Wojnę polsko-ruską pod flagą biało-czerwoną”. I choć to ta druga jest opiewana, nagradzana i szeroko dyskutowana w literackich kręgach, Bukowska swoją książką bije ją na głowę. W swoim pisarstwie wykazuje się dojrzałością przerastającą wielu starszych od niej o dekady ludzi. Wyraźnie i z najdrobniejszymi szczegółami widzi otaczający ją świat i komentuje go w przenikliwy, niezwykle inteligentny sposób. Skoro Masłowska za pokaz hip-hopowej zabawy językiem w „Pawiu Królowej” mogła dostać Nike, to ja obiema rękami podpisuję się pod kandydaturą zjawiskowo świeżej i zaskakująco utalentowanej Bukowskiej do tegorocznej nagrody.