Wchodząc do sklepów z kosmetykami …nie, nie do „sieciówek”, do prawdziwych sklepów z kosmetykami, zawsze myślę sobie – skąd ludzie biorą na to wszystko kasę. Nie powiem, czasami ja sobie coś kupię, bo w końcu jestem tylko słabą kobietą i ulegam różnym pokusom. Jednak ceny niektórych kremików czy innych mazideł przyprawiają o zawrót głowy. Czy jest sposób, żeby za niewielkie pieniądze mieć świetne kosmetyki?
Ostatnio przyglądałam się kosmetykom marki Sisley. Ta francuska firma weszła na rynek w 1976 roku i oferuje swoim klientom luksusowe preparaty pielęgnacyjne, produkty do makijażu i perfumy. Poziom cen odpowiada zapewne niewielkiej liczbie klientów, przynajmniej w Polsce. W kolorowej prasie kilka razy natrafiłam na informację, że jakaś znana aktorka używa tylko tych produktów, a prezenterka telewizji CNN nie może żyć bez kremu do twarzy zawierającego wąkrotę azjatycką. Wszystko fajnie, tylko że taki kremik kosztuje połowę najniższego wynagrodzenia miesięcznego, obowiązującego w naszym kraju.
No cóż, wąkrota azjatycka to roślina z rodziny selerowatych, rosnąca na obszarach ciepłych i wilgotnych, głównie w Azji, Australii, w Afryce i na Madagaskarze. Jej działanie jest podobne do działania estrogenów, poprawia metabolizm fibroblastów, co przyczynia się do zwiększenia tempa naturalnej syntezy kolagenu i elastyny w skórze. Powoduje wzrost gęstości i elastyczności skóry. Jednak jak czytam składy innych kosmetyków, to dochodzę do wniosku, że jest wiele składników aktywnych, które właśnie w ten sposób działają. Owszem kosmetyki Sisley to naprawdę bardzo dobre produkty, ale czy one czynią człowieka od razu młodszym? Wydaje mi się, że za tę cenę –powinny, ale tak niestety nie jest. Raz zdarzyło mi się używać kremu z arniką i jeżówką tej marki. Ot taki prezent mi się trafił. Bardzo miły kremik, ale sama – za tę cenę – nie kupiłabym go.
Czy jest sens szukać kosmetyków tańszych i równie przyjemnych? Z pozoru zadanie jest niewykonalne, ale tylko z pozoru. Jest cała gama, równie dobrych, a kto wie może nawet i lepszych, ekskluzywnych kosmetyków, których ceny są stosunkowo przystępne. Celowo używam określenia „stosunkowo”, bo nie są to produkty, które stoją na półce w każdym markecie. Znalazłam na przykład krem La Milu. Kupiłam, przetestowałam. Preparat oparty na ekstrakcie z kawioru oraz na roślinnych komórkach macierzystych z winogron. Dzięki obu głównym składnikom aktywnym zdecydowanie poprawia stan skóry, która już została dotknięta „zębem czasu”. Bardzo dobrze ujędrnia skórę, sprawia że jest ona bardziej elastyczna, nawet niektóre zmarszczki znikają, a inne nie są takie głębokie. Mogłabym tu też poopowiadać o syntezach, o mikrokrążeniu, ale ja oceniam tylko to co widzę. Jednak cena tego kremu nie powala z nóg. To produkt dostępny dla wielu kobiet.
Trzeba się więc mocno zastanowić i poszukać, a wtedy można znaleźć sensowną alternatywę dla kosmetyków, na które właściwie mogą sobie pozwolić nieliczni. Efekty działania tych preparatów często są podobne, i tylko nam – niedowiarkom – czasami trudno uwierzyć, że dobry kosmetyk wcale nie musi kosztować połowy miesięcznych zarobków.