Apokalipsa nastała w Poznaniu. Ludzie beznamiętnie szarpią sobie języki cążkami, bloki, jakby ukazując kolce najeżają się wydartymi kablami, tajfun Cyryl skłania do brutalnych mordów...Ale zaraz. Przecież tu jest normalny świat. Dresiarze palą zioło na ławeczce, kradną lusterka samochodów, w autobusie jedzie aktor z Plebanii, w Żabce można kupić tanie piwo, a allegro jak działało, tak działa. O co tu chodzi? Świeżutki horror Jakuba Małeckiego to interesujący twór. Niby to zbiór opowiadań, które jakby mimochodem nawzajem się do siebie odnoszą, a jednak nagle orientujemy się, że mamy w rękach powieść. I to jaką! Świetny, obrazowy język, zaskakujące zwroty w fabule, przenikanie się pozornie oderwanych od siebie historii, malowniczo opisane życie poznańskich koksiarzy i ich nieszczęsnych rodzin, mnóstwo horrorów, postaci, które za nic w świecie nie powinny istnieć naprawdę (wielki Smerf), a do tego wiele ludzkich dramatów, które dzieją się z ich własnej winy. Bo jest też dużo chrześcijańskich odniesień do grzechów i słusznej za nie kary. A wszystko to spójne, mądre, trzymające się kupy i wciągające jak diabli. „Błędy”, debiutancka powieść Jakuba Małeckiego to solidne dziełko literackie. Troszkę w nim zbyt wiele podobieństw do „Mistrza i Małgorzaty”, ale jako że Bułhakow napisał arcydzieło, to dobra książka w podobnym, uwspółcześnionym jednak stylu może być miłym wspomnieniem dla fanów Wolanda i spółki. W każdym razie „Błędy” to zabawa przednia. Dobra robota, panie Jakubie. Czekam na więcej, tak trzymać!