W piwnicy pizzerii hydraulik znajduje ludzki szkielet. Przybyła na miejsce grupa antropologiczna odkrywa kości jeszcze dwóch osób. Opinia dr Temperence Brennan mrozi krew w żyłach – ciała należą do kilkunastoletnich dziewczynek. Czy padły ofiarą właściciela magazynu, dobrze znanego policji mafiosa? A może przypadek sprawił, że grobowiec kolejnego seryjnego mordercy ujrzał światło dzienne? Z wszystkich wydanych do tej pory thrillerów antropologicznych Kathy Reichs "Poniedziałkowa żałoba" zawiera najmniej szkieletów i najwięcej akcji. Wszystko dzieje się tu bardzo szybko, a przyszłych wydarzeń nie sposób przewidzieć. Bohaterką oczywiście znów jest ta uparta, nieusłuchana i kochająca pchać się w kłopoty Tempe. Jej zmęczenie i frustrację w wyniku pracy nad niemal niewyjaśnialną sprawą pogłębia detektyw Andrew Ryan, który przestał mieć czas dla pani doktor, a w domu trzyma jakąś kobietę. Żeby było jeszcze ciężej, w domu Tempe pojawia się przyjaciółka z depresją. I włamywacze.

O tym, że książki Reichs mają niekwestionowaną autentyczność wynikającą z zawodu wykonywanego przez autorkę piszę za każdym razem. W "Poniedziałkowej żałobie" pojawił się jeszcze jeden przyjemny aspekt związany z prawdziwością – Reichs powołuje się na istniejące postaci, które na dodatek mają wpływ na fabułę. Niby mała rzecz, a cieszy. Fascynujące są też pierwsze rozdziały, w których razem z Tempe czytelnik błądzi po omacku nie widząc realnej nadziei na to, by kości opowiedziały swoją historię.

"Poniedziałkowa żałoba" to najciekawsza, najbardziej mroczna historia napisana przez tą autorkę. Nie dość, że ma świetną fabułę, to jeszcze pokazuje inną stronę doktor Brennan. Tutaj więcej niż w kościach grzebie się w materiałach z gazet i starych dokumentach, bawiąc się, całkiem zresztą skutecznie, w działającego poza prawem detektywa. Gdyby ta kobieta dostała odznakę, przestępcy mogliby zacząć drżeć. O ile przez swoją nieostrożność nie dałaby się zabić w pierwszym dniu służby.