Wśród październikowych nowości wydawnictwa Red Horse znalazł się obszerny tom dwunastu opowiadań Łukasza Śmigla. Tematem przewodnim historii z dreszczykiem są demony, choć zakres na szczęście jest szerszy niż opętania. W rozumieniu autora demonem jest tu więc i faktycznie żywcem z piekła wyjęty czarny charakter (jak w opowiadaniu "Klątwa z o.o.") i owadzia kobieta ("Imago"), ale i człowiek bez nadprzyrodzonych zdolności (agresywny ojciec w "Nigdy więcej" i seryjny morderca w "Śmierć Prokris").
Utwory Śmigla wyróżnia szeroka rozpiętość tematyczna i umiejętność wiarygodnego przedstawiania różnych środowisk. O mieszkańcach kanadyjskiego miasteczka świętujących Wigilię pisze równie realistycznie, jak o żydowskim getcie i nierzeczywistym świecie – Morii. Kiedy autor osadza historię w amerykańskim miasteczku, jego prozy nie sposób odróżnić od tamtejszych twórców, co chyba trzeba policzyć na plus, bo taki musiał być zamiar Śmigla, kiedy rezygnował z rodzimych krajobrazów.
Zawarte w "Demonach" opowiadania trzymają dobry, równy poziom, zaskakują mnogością pomysłów autora i zmuszają do szybkiego czytania, bo ciężko jest przerwać lekturę w połowie którejś z historii. Za osobistą perełkę uważam ostatni tekst – "Wesołych drzew". Śmigiel buduje w nim napięcie i niepewność na sposób Koontza – powoli i po omacku. Wczucie się autora w bohaterkę jest tak obrazowe, że czytelnik też czuje, że świat składa się tylko z dźwięków.
Krótkim formom Śmigla niczego nie brakuje, może pora na powieść?
Utwory Śmigla wyróżnia szeroka rozpiętość tematyczna i umiejętność wiarygodnego przedstawiania różnych środowisk. O mieszkańcach kanadyjskiego miasteczka świętujących Wigilię pisze równie realistycznie, jak o żydowskim getcie i nierzeczywistym świecie – Morii. Kiedy autor osadza historię w amerykańskim miasteczku, jego prozy nie sposób odróżnić od tamtejszych twórców, co chyba trzeba policzyć na plus, bo taki musiał być zamiar Śmigla, kiedy rezygnował z rodzimych krajobrazów.
Zawarte w "Demonach" opowiadania trzymają dobry, równy poziom, zaskakują mnogością pomysłów autora i zmuszają do szybkiego czytania, bo ciężko jest przerwać lekturę w połowie którejś z historii. Za osobistą perełkę uważam ostatni tekst – "Wesołych drzew". Śmigiel buduje w nim napięcie i niepewność na sposób Koontza – powoli i po omacku. Wczucie się autora w bohaterkę jest tak obrazowe, że czytelnik też czuje, że świat składa się tylko z dźwięków.
Krótkim formom Śmigla niczego nie brakuje, może pora na powieść?