Czy kobietę może spotkać coś straszniejszego niż przemiana w wampira bez ostrzeżenia? Już pal licho konieczność zmiany rozkładu zajęć i preferencji żywieniowych, z tym jakoś można się pogodzić. Ale perspektywa spędzenia wieczności z tymi koszmarnymi dwoma kilogramami nadwagi, których nie zdążyła zrzucić? Brr!
Mniej więcej z tego typu założeń przez całą swoją powieść wychodzi Christopher Moore. Jody stała się wampirem, cóż poradzić. Jej stwórca zostawia w okolicy osuszone z krwi trupy, żeby zobaczyć, jak rudowłose szczenię radzi sobie z przeciwnościami losu. Zdarza się. Chłopak Jody po dwóch dniach bycia razem dowiaduje się, że jego dziewczyna jest wampirzycą i... proponuje, by uczcili to zdejmując buty, kiedy następny raz pójdą do łóżka.

Proza Moore’a niewiele ma wspólnego z pięknym językiem czy wyszukanymi metaforami. "Krwiopijcy" mają przede wszystkim śmieszyć i funkcję tą bez trudu spełniają. Ponad czterysta stron tekstu o śmierci, zwłokach w zamrażarce, nekrofilach i zdradzających facetach można pochłonąć w dwa dni, bez śladu obrzydzenia, za to z humorem polepszającym się z minuty na minutę. Idealne, lekkie i niewymagające remedium na jesienne smutki.