Jak dzisiaj obchodzimy to święto - każdy wie, a ja postaram się przypomnieć, jak kiedyś celebrowano wielkanocne śniadanie.
Świąteczna uczta była nagroda za trwający czterdzieści dni i rygorystycznie przestrzegany post. Musiał on dać się ludziom we znaki, bo na dwa dni przed jego zakończeniem wieszano śledzia na drzewie, aby ukarać go za to, ze przez 6 tygodni zastępował on mięso. Urządzano także pogrzeby postnemu żurowi, który w dawnych czasach jedzono prawie codziennie.
W Wielka Sobotę, podobnie jak dziś, chodzono poświęcić jedzenie ( poświecona kiełbasa miała chronić przed ukąszeniem węza, chrzan przed pchłami, pieczony jarząbek zaś przed wiezieniem). W niedzielny poranek obowiązkowe było uczestnictwo w uroczystej rezurekcji, która trwała aż 3 godziny. Śniadanie rozpoczynało się od podzielenia się poświęconym jajkiem. W niektórych rejonach kraju, jeszcze przed przystąpieniem do śniadania, każdy z domowników musiał zjeść laskę chrzanu. Zmuszano do tego nawet dzieci, tłumacząc, ze dzięki temu przez cały rok nie będą cierpiały ani na ból brzucha, ani na katar, kaszel czy bóle zębów. Potem można już było jeść do woli, co tylko znajdowało się na stole. Dużą uwagę przywiązywano do wyglądu stołów. Przystrajano je bukiecikami bukszpanu i barwinku. Na środku stołu zawsze stał baranek wielkanocny, zwany kiedyś agnuskiem. Robiono go z wosku, masła, ciasta lub marcepanu. Wokół niego ustawiano misy z jajkami, mięsem, tace z ciastami. Z największym przepychem urządzano śniadania w bogatych dworach. Serwowano tam tyle dań, ile w roku pór, miesięcy, tygodni, a nawet dni. Stoły szlachty, mieszczan i chłopów nie były już tak okazałe, ale także suto zastawiane jadłem i trunkami.
Jak nakazywała tradycja święcone składało się z dań zimnych, przede wszystkim mięs, jaj gotowanych na twardo i ciast. Najważniejsza była szynka, najlepiej z kością, uwędzona na jałowcowym dymie. Na stole nie mogło tez zabraknąć kiełbas, zwłaszcza białej, ani półmiska z upieczona w całości świńską głową z jajkiem w ryjku.
Wśród ciast królowały baby - puchowe, koronkowe, muślinowe, parzone, szafranowe, kołysane, a także serniki i oczywiście mazurki. Było tez pełno przeróżnych placków, kołaczy, jajeczników i innych słodkich wypieków. Nic wiec chyba dziwnego w tym,że śniadanie przy tak zastawionym stole zmieniało się w obiad, a potem w kolację. Jedzono i pito bez umiaru.
Chociaż tamte czasy już dawno minęły, a dzisiejsze śniadania wielkanocne nie są już tak wystawne jak kiedyś, to jednak niektóre tradycje przetrwały. Staropolskim obyczajem dzielimy się jajkiem, składając sobie przy tym życzenia. Na naszych stołach nadal króluje baranek z cukru lub ciasta. Mamy także przepyszne baby i mazurki, oraz przede wszystkim jajka podawane na rozmaite sposoby.
Teraz wypada mi już tylko życzyć radosnego wiosennego świętowania, bez uszczerbku na... żołądku. Wesołych Świat!