Piotr Smirnoff to najgorszy możliwy kandydat na zięcia. Nie ma się więc co dziwić, że na drodze do małżeństwa z ukochaną Stasią stają wszyscy, z Kościołem Metropolitalnym włącznie. No bo jak to tak, prawosławny, rozwodnik i do tego ROSJANIN?! Dla naszej Polki? Żeby mu dziecko z rozbitego małżeństwa niańczyła?
Dmitrij Strelnikoff jest zadomowionym w Polsce Rosjaninem. Udziela się w naszych mediach, występował w programie „Europa da się lubić” i wydawał książki. „Ruski miesiąc” to jego najnowsza powieść, którą, jak zapewnia na okładce, musiał napisać po polsku. Jest to prowadzony w narracji pierwszoosobowej pamiętnik przeciętnego Rosjanina, któremu przyszło zabiegać o względy ludzi i instytucji w naszym kraju. Okazuje się, że dawne uprzedzenia wobec narodu zza wschodniej granicy żyją w Polakach nadal, a ich ukazywanie przekracza tu granice absurdu.

Niestety, serce Rosjanina nie wybiera rozsądnie i Piotr zakochuje się w Polce. Oznacza to przerażające boje z przyszłymi teściami, księżmi i narosłymi od wielu lat stereotypami.

W „Ruskim miesiącu” najbardziej cieszy umiejętność wyłapywania nawet najmniejszych przywar Polaków i opisywanie ich tak, by wywołać uśmiech, a nie obrazić. Strelnikoff szydzi też z własnego narodu popychając go w stronę zarzucanych mu stereotypów. Bardzo przyjemnie czyta się tak zdystansowaną i zabawną książkę o istniejącym przecież problemie polsko-rosyjskim.