Tym razem całkiem przez przypadek postanowiłam wybrać się z Moim Najbliższym właśnie w piątek na ten film. Słyszeliśmy, że jest dobry, poza tym oboje lubimy kino Woody’ego Allena.
Teraz, gdy czytam recenzje, jakie pojawiły się na temat omawianego przeze mnie filmu w internecie to jestem lekko rozczarowana. Internauci chyba nie docenili tego mistrzowskiego kina i nie za bardzo udało im się wyciągnąć samą głębię filmu.
Zacznijmy od tego, że film opowiada historię dwóch młodych przyjaciółek, które w gruncie rzeczy są swoimi przeciwnościami. Vicky jest zaręczona i oddana swojemu narzeczonemu, przekonana jest, że to właśnie on jest tym jedynym i będzie z nim szczęśliwa. Ma wrażenie, że znalazła swoje miejsce na ziemi, jest konkretna i wie, czego chce. Cristina to raczej lekkoduch, łatwo ulega emocjom, nie boi się ryzykować i próbować wciąż czegoś nowego. Jednym słowem próbuje odnaleźć swoje miejsce we wszechświecie i wciąż powtarza, że nie wie, czego chce, natomiast jest pewna, czego nie chce…
Cały film opowiada o ich wyjeździe wakacyjnym do Barcelony. Dziewczyny zatrzymują się o znajomej Vicky. To właśnie tam - w Barcelonie przeżywają nową przygodę, która na dobre zmienia ich myślenie o miłości i chyba można powiedzieć o życiu… Po kilku dniach pobytu poznają przystojnego Hiszpana, który jest niepokornym, romantycznym artystą. Zaprasza je na weekend do jednej z hiszpańskich miejscowości, co spotyka się z wielką aprobatą Cristiny.
Vicky dość pesymistycznie nastawiona do Juana ulega i dla przyjaciółki postanawia towarzyszyć jej podczas wyjazdu z nieznajomym. Nieszczęśliwe jednak Cristina cały weekend spędza w pokoju hotelowym z powodu choroby. W tym czasie Juan i Vicky zwiedzają miasto i powoli się zaprzyjaźniają. Zaintrygowana osobą artysty, który ją uwodzi i cieszy się każdą chwilą, Vicky traci kontrolę nad sobą i spędza z nim noc. Z jednej strony ma wyrzuty sumienia, że zdradziła narzeczonego, ale jednocześnie też czuje, że zasmakowała czegoś niesamowitego i zupełnie innego. Można powiedzieć, że zauracza się w Juanie.
Po powrocie do Barcelony Cristina zbliża się do Juana, zakochują się w sobie i postanawiają razem zamieszkać. W tym czasie przyjeżdża narzeczony Vicky i biorą ślub. Dziewczyna już jednak nie wydaje się aż tak zachwycona, jak przed poznaniem Juana. Nie jest pewna, czy aby na pewno jest szczęśliwa i czy dobrze zrobiła biorąc ślub. Wciąż powracają wspomnienia namiętnej przygody z malarzem…
Można powiedzieć, że film jest dość zawiły i wciąż pojawiają się nowe postacie i ich problemy. Fabuła jest bardzo emocjonalna i bardzo łatwo utożsamić się z którymś z bohaterów. Poruszane problemy dotykają nas wszystkich. Odnoszą się do kwestii miłości, ale także do kwestii przyjaźni, dobrych wyborów i spełnienia w związkach.
Trochę pozytywnego chaosu w filmie wprowadza także postać Marii Eleny- byłej żony Juana. Niepoprawna romantyczka, niestabilna emocjonalnie, artystka pełna pasji, można powiedzieć nad wyraz intrygująca. Penelope Cruz wspaniale wcieliła się w jej postać i chociażby dla niej warto na ten film się wybrać.
Nie da się w kilku, a nawet kilkudziesięciu zdaniach opisać fabuły, czy akcji filmu. Pomimo tego, że dzieje się tam naprawdę wiele, to nie jest to największą przeszkodą. Najważniejsze, czego nie da się opowiedzieć to piękno Barcelony, które zostało doskonale uchwycone. Oglądając film czujesz się jakbyś był jego częścią, spacerował zabytkowymi uliczkami. Od razu robi się ciepło na sercu, czujesz ukojenie i rozluźnienie, a po wyjściu z kina marzysz o wakacjach, ciepłych temperaturach i wyjazdach w nieznane…
Niezwykle romantyczny film, pełen emocji, bardzo ludzkich emocji. Dużo mówi o miłości, ale także pozwala z trochę innej strony spojrzeć na własne życie. Jest bardzo kobiecy, bo fenomenalnie przedstawia naszą babską naturę.
Zdecydowanie polecam, a nawet nakłaniam Was, żebyście się jak najszybciej wybrali do kina na „Vicky, Cristina, Barcelona”!!!
Teraz, gdy czytam recenzje, jakie pojawiły się na temat omawianego przeze mnie filmu w internecie to jestem lekko rozczarowana. Internauci chyba nie docenili tego mistrzowskiego kina i nie za bardzo udało im się wyciągnąć samą głębię filmu.
Zacznijmy od tego, że film opowiada historię dwóch młodych przyjaciółek, które w gruncie rzeczy są swoimi przeciwnościami. Vicky jest zaręczona i oddana swojemu narzeczonemu, przekonana jest, że to właśnie on jest tym jedynym i będzie z nim szczęśliwa. Ma wrażenie, że znalazła swoje miejsce na ziemi, jest konkretna i wie, czego chce. Cristina to raczej lekkoduch, łatwo ulega emocjom, nie boi się ryzykować i próbować wciąż czegoś nowego. Jednym słowem próbuje odnaleźć swoje miejsce we wszechświecie i wciąż powtarza, że nie wie, czego chce, natomiast jest pewna, czego nie chce…
Cały film opowiada o ich wyjeździe wakacyjnym do Barcelony. Dziewczyny zatrzymują się o znajomej Vicky. To właśnie tam - w Barcelonie przeżywają nową przygodę, która na dobre zmienia ich myślenie o miłości i chyba można powiedzieć o życiu… Po kilku dniach pobytu poznają przystojnego Hiszpana, który jest niepokornym, romantycznym artystą. Zaprasza je na weekend do jednej z hiszpańskich miejscowości, co spotyka się z wielką aprobatą Cristiny.
Vicky dość pesymistycznie nastawiona do Juana ulega i dla przyjaciółki postanawia towarzyszyć jej podczas wyjazdu z nieznajomym. Nieszczęśliwe jednak Cristina cały weekend spędza w pokoju hotelowym z powodu choroby. W tym czasie Juan i Vicky zwiedzają miasto i powoli się zaprzyjaźniają. Zaintrygowana osobą artysty, który ją uwodzi i cieszy się każdą chwilą, Vicky traci kontrolę nad sobą i spędza z nim noc. Z jednej strony ma wyrzuty sumienia, że zdradziła narzeczonego, ale jednocześnie też czuje, że zasmakowała czegoś niesamowitego i zupełnie innego. Można powiedzieć, że zauracza się w Juanie.
Po powrocie do Barcelony Cristina zbliża się do Juana, zakochują się w sobie i postanawiają razem zamieszkać. W tym czasie przyjeżdża narzeczony Vicky i biorą ślub. Dziewczyna już jednak nie wydaje się aż tak zachwycona, jak przed poznaniem Juana. Nie jest pewna, czy aby na pewno jest szczęśliwa i czy dobrze zrobiła biorąc ślub. Wciąż powracają wspomnienia namiętnej przygody z malarzem…
Można powiedzieć, że film jest dość zawiły i wciąż pojawiają się nowe postacie i ich problemy. Fabuła jest bardzo emocjonalna i bardzo łatwo utożsamić się z którymś z bohaterów. Poruszane problemy dotykają nas wszystkich. Odnoszą się do kwestii miłości, ale także do kwestii przyjaźni, dobrych wyborów i spełnienia w związkach.
Trochę pozytywnego chaosu w filmie wprowadza także postać Marii Eleny- byłej żony Juana. Niepoprawna romantyczka, niestabilna emocjonalnie, artystka pełna pasji, można powiedzieć nad wyraz intrygująca. Penelope Cruz wspaniale wcieliła się w jej postać i chociażby dla niej warto na ten film się wybrać.
Nie da się w kilku, a nawet kilkudziesięciu zdaniach opisać fabuły, czy akcji filmu. Pomimo tego, że dzieje się tam naprawdę wiele, to nie jest to największą przeszkodą. Najważniejsze, czego nie da się opowiedzieć to piękno Barcelony, które zostało doskonale uchwycone. Oglądając film czujesz się jakbyś był jego częścią, spacerował zabytkowymi uliczkami. Od razu robi się ciepło na sercu, czujesz ukojenie i rozluźnienie, a po wyjściu z kina marzysz o wakacjach, ciepłych temperaturach i wyjazdach w nieznane…
Niezwykle romantyczny film, pełen emocji, bardzo ludzkich emocji. Dużo mówi o miłości, ale także pozwala z trochę innej strony spojrzeć na własne życie. Jest bardzo kobiecy, bo fenomenalnie przedstawia naszą babską naturę.
Zdecydowanie polecam, a nawet nakłaniam Was, żebyście się jak najszybciej wybrali do kina na „Vicky, Cristina, Barcelona”!!!