W dalszym ciągu trwa moda na wystawianie związku na próbę przed wypowiedzeniem sakramentalnego „tak” na ślubnym kobiercu. Młodzi ludzie coraz częściej decydują się na mieszkanie razem i nie dążą do tego, by jak najszybciej zalegalizować swój związek. Starsze pokolenie nie jest w stanie jednak tego tak łatwo zaakceptować i bywa, że rodzice potrafią naciskać, by jak w najbliższym czasie wyprawić Wam wesele.
Zastanawiając się, z czym tak naprawdę wiąże się decyzja o wspólnym zamieszkaniu jestem pewna, że będziemy potrafili znaleźć tyle samo plusów i minusów takiej sytuacji. Interesuje mnie jednak jedna rzecz, czy za kilka lat ludzie w ogóle będą chcieli wchodzić w związki małżeńskie? Znam bardzo wiele par, które żyją w wolnych związkach, mieszkają razem, razem spędzają czas, mają wspólnych znajomych i w dalszym ciągu chcą korzystać z życia. Tak jakby mieli jeszcze bardzo dużo czasu na to, żeby się ustatkować i założyć rodzinę. Wielu z nas wydaje się, że taka stabilizacja to więzienie i po założeniu rodziny nic już nas w życiu nie spotka, bo zaczną się tylko pieluchy, pranie, sprzątanie, gotowanie, zero spotkań towarzyskich. Jednym słowem monotonia. Dlatego najlepiej odwlec ją na koniec świata i przed czterdziestką pomyśleć o małżeństwie i potomstwie. W ten sposób częściej myślą jednak mężczyźni, którzy przynajmniej biologicznie nie są tak ograniczeni jak kobiety, które powinny urodzić pierwsze dziecko najpóźniej koło 30-stego roku życia. Ale jak to zrobić, kiedy mieszkając z 30-sto letnim facetem mamy wrażenie, że to jeszcze „wieczne dziecko”, które o stabilizacji ani myśli…?

Mieszkanie razem jest wspaniałe do momentu, kiedy nie pojawiają się myśli o powiększeniu rodziny, czy wzięciu ślubu. Żyjąc razem pod jednym dachem często przywykamy do takiej sytuacji, jest to dla nas naturalne, a poczucie wolności, które mamy daje nam większą swobodę (bo wbrew pozorom łatwiej się wycofać z wolnego związku, niż rozwodzić się, robić podział majątku i dzielić prawa do wychowywania dzieci).

Młodość jest piękna, mieszkanie przed ślubem również nie jest takie złe, bo często bywa tak, że nie będąc jeszcze w związku małżeńskim jakoś łatwiej jest nam dzielić się obowiązkami domowymi i wciąż zabiegać o siebie. Natomiast potem zaczyna nam się wydawać, że wreszcie możemy zalec na kanapie, bo już zdobyliśmy swoją drugą połowę, więc przestaje nas fascynować tak jak kiedyś. Oczywiście nie oznacza to, że w związku, gdzie łączy nas wspólne mieszkanie nie wkrada się monotonia. Po dłuższym czasie zaczyna nam jednak czegoś brakować, my kobiety zaczynamy naciskać na swoich partnerów, żeby zaczęli myśleć o dziecku, bo wydaje nam się, że to już ten moment. Oni często jeszcze trochę wolą z tym poczekać. Ale ile tak właściwie możemy czekać, rok, dwa, trzy? Za długo to też nie dobrze. Po pierwsze, dlatego, że różnica między nami, a naszymi dziećmi będzie zbyt duża i trudniej będzie nam nawiązać nić porozumienia. Po drugie, dlatego, że im dłużej będziemy zwlekać z pierwszym dzieckiem, jeszcze trudniej będzie zdecydować się na drugie i być może będzie mogło to grozić komplikacjami, bo niestety wraz z wiekiem wzrasta możliwość zachorowań malucha na choroby genetyczne. I chyba najważniejszy argument- jak długo związek może scalać jedynie wspólne mieszkanie?

Zastanawiając się nad tym wszystkim dochodzę do wniosku, że można mieszkać razem i być w szczęśliwym, udanym związku. Jest jednak jedno „ale” – nie może to trwać w nieskończoność. Dlatego najważniejsza jest szczera rozmowa między partnerami, czego tak właściwie oczekują od związku i jak widzą wspólną przyszłość. Wielu rzeczy nie da się przewidzieć, ale najważniejsze jest wzajemne zrozumienie. W przeciwnym razie być może szkoda naszego czasu na życie z kimś, kto ani myśli racjonalnie o tym, by zbudować z nami wspólną przyszłość…