Lektura „Skazy” Josephine Hart robi wrażenie. To niepozornie wyglądająca książka traktująca o kwestiach „wysokiego lotu”. Narrację prowadzi wprawdzie mężczyzna, ale już po kilku stronach łatwo jest nam się zorientować, iż powieść jest o kobiecie i aurze niezwykłości, która ją otacza. A i sama kobieta jest niesamowita – niekoniecznie w pozytywnym znaczeniu tego słowa. Anna Barton, kobieta osnuta jakąś mroczną tajemnicą, która emanuje przy każdym z nią spotkaniu. Tajemnicą, którą czują wszyscy wokół – jednak czy czujność ich będzie wystarczająca? Anna Barton, klasyczna femme fatale – doprawdy! - w każdym calu, pojawia się i znika (jak na kobietę fatalną przystoi!) nie tłumacząc się nikomu, nie wyjaśniając nic i żądając jednocześnie przyjęcia takiego stanu rzeczy. Stephen Fleming, lekarz i polityk zdobywający swą pozycję społeczną powoli, ambitnie i – co istotne – zachowując wszelkie morale, nie robiąc krzywdy nikomu. Ambicje i siła woli doprowadziły go niemal na szczyt kariery. W domu zaś piękna i inteligentna żona Ingrid, dwoje dzieci. Sielanka. I jeden tylko szkopuł, który staje się nagle oczywistością: Stephen Fleming odkrywa, że nigdy wcześniej nie żył naprawdę. Wcześniej – oznacza czas przed pojawieniem się przyszłej narzeczonej jego syna Martyna, przed pojawieniem się Anny Barton. Kolejne miesiące to okres szaleństwa prowadzącego do destrukcji. Fleming ogarnięty jest falą namiętności tak obsesyjnej, że zdaje się stawiać wszystko na jedną kartę. Wszystko, co budował przez ostatnie ćwierćwiecze, przestaje się dla niego liczyć. Ważne jest tylko to, co teraz. Tylko to, co łączy się z jej osobą. Tylko jej ciało. Jej zapach - tak pociągający i zniewalający, tak odmienny od innych kobiet. Któż by pomyślał, że to zapach śmierci?... Na pewno nie zauroczony mężczyzna, dla którego ta właśnie kobieta okazuje się Życiem. Fleming upada nisko przed poczuciem własnej moralności, ale nie przeszkadza mu to kontynuować dziwnego romansu, chować się przed szczęśliwym, naturalnie – niczego nie podejrzewającym, synem, odsuwać się w sypialni od żony, oszukiwać wszystkich wokół. Anna zaś podsyca ten demoniczny ogień, obiecuje mu „Wszystko. Zawsze” przyjmując jednakże oświadczyny Martyna. Akcja dzieje się szybko, w klimacie szalonej namiętności i obłędnych wspomnień Stephena dotyczących ubiegłych godzin spędzonych z Anną - bezwstydnego, perwersyjnego seksu i poczucia spełnienia najbardziej samczych oczekiwań, jakie może mieć mężczyzna. Poetyka autorki sprawia, iż od lektury trudno się oderwać, ciekawe jest bowiem połączenie lekkości języka z wartością treści. Mistrzowsko buduje portret kobiety fatalnej, choć nie zostawia nas bez odpowiedzi czy fatalizm owy jest tak silny, tak nieprzenikniony, że zostanie w Barton na zawsze. „Skaza” powieścią jest o miłości w dość osobliwych wcieleniach. O miłości niszczącej bezlitośnie wszystko, co spotyka na swojej drodze, o miłości wznoszącej na wyżyny człowieka - zdawałoby się - bezpłciowego, prowadzącego nudne, schematyczne życie. O miłości bez namiętności, chłodnej, statecznej, o miłości ojcowskiej, miłości kazirodczej. Zdecydowanie polecam!