Jesteśmy bez radości, bez uczucia, wrażliwości, docenienia, esencji i treści. Bezszelestnie tchniemy w bezkres istnienia. Powoli zamieniając się w bez wartościową materię, zacieramy ślady swoich mało znaczących gestów. Ciągły pośpiech, pragnienie dominacji i chęć osiągnięcia jak najwięcej zmuszają nas do życia w tempie, którego nawet nie zauważamy. Wszystko przemija, przelatuje między palcami. Orientujemy się, a nawet jeśli, to jest już za późno.
Nie jestem w stanie powiedzieć, czy życie polega na byciu z drugą osobą, oddaniu się jej i poświęceniu siebie i swojego życia dla niej. Nie wiem, czy życie to praca, konferencje, nowy telewizor, komputer, czy kac następnego dnia. Czy życie to obudzenie się w Jego łóżku, łzy przy oglądaniu „Casablanca”, wycieczka do Egiptu... Śniadanie w mieście, dobra kawa, czy zachód słońca w pięknym polskim zakątku. Narodziny dziecka, uśmiech na twarzach przyjaciół, zapach świeżej gazety, bon na zakupy w nowym markecie, czy doświadczenia z bycia realistą. Może życie to świeżo wypieczony bochenek chleba, stare małżeństwo w parku na ławce. Spadające jesienią złote liście z nieba. Galop karego wierzchowca, szelest motylich skrzydeł, zgrzyt zębów przed wizytą u dentysty. Stukot pisania na starej klawiaturze, woń dobrego wina, czy dźwięk uruchomienia 300 koni mechanicznych. Dojrzałe czereśnie, brzmienie migawki w obiektywie, majowy deszcz czy nowy Mac Book Pro.
Jest tysiące chwil, kwestii i momentów, które nas zapisują. Mówią kim jesteśmy i co robimy. Jak postrzegają nas inni. Może to my egzystując jesteśmy życiem, tak zwyczajnie sami w sobie? Bez powodu, ot tak! Dosięgamy wzrokiem to co jest daleko, ślepo zapatrzeni w horyzont wielomilionowego sukcesu, gubimy to, co nas tak naprawdę tworzy. Stanąwszy do walki z bezbarwnym ogółem, przegrywamy- zabijając swoje dusze.