- Chciałeś mi coś powiedzieć synuniu? - odważył się spytać Ojciec.
- Życzyłem ci śmierci. - wyjawił Syn Ojcu.
Ojciec - Adam Miauczyński /55/ jest kulturoznawcą i alkoholikiem. Od kilku lat - niepijącym, leczącym się, trzeźwiejącym alkoholikiem.
Film zaczyna się, gdy Adam pyta swojego ukochanego Syna Sylwestra /20/, co mu chciał powiedzieć. Syn zwierza się, że kiedyś, pod koniec jego - Ojca - picia, on - Sylwek, jego syn - życzył mu śmierci i myślał, żeby go zabić. I opowiada, jak do tego doszło i co pamięta z ich wspólnego życia.
A pamięta tylko jego - Ojca - picie i swój strach.
Jak pijany Adam wciąż próbował wychodzić ze swego pokoju a Mama Sylwka, czyli żona Adama - Beata - wciąż go tam wpychała wśród walk i ujadania, więc mały Sylwuś bał się wracać do domu i modlił się, żeby tylko tata - Adam - nie wychodził od siebie. Jak Adam odlał się pod drzwiami sąsiadki i Beata dźgnęła go nożem a Sylwuś wstydził się przez tatę pijaka wychodzić do kolegów...
Wraz z bolesnym wspominaniem Syna o piciu Ojca, zaczyna się w Adamie odwijać taśma własnych wspomnień. Ojciec Adama też pił i Adam też się go bał
i wstydził i - już jako chłopczyk - poprzysiągł sobie, że nie przysporzy nigdy takiego strachu i wstydu swojemu synowi. A jednak...
Przecież Adam boleśnie pamięta swe poniżające próby z alkoholem - już
w dzieciństwie i - degradujące - w dorosłości: jak po pijaku poznał Beatę; jak się przez picie ożenił i na ślub przyszedł prosto z izby wytrzeźwień; jak skopał żonę
w ciąży, bo nie chciała jej usunąć; jak próbowała otruć gazem siebie, jego
i dziecko; jak on sam omal nie zginął pijany na torach i jak porąbał po pijaku wigilijną choinkę na oczach struchlałego Sylwusia. Jak przez upicie nie dotarł do Papieża
z pielgrzymką w intencji niepicia, chociaż byli już w Rzymie. I jak się przez picie rozwiódł. Jak omal nie udusił po pijaku matki i jak ją opuścił - dla picia - w godzinie śmierci.
Zresztą, Ojciec Adama też sobie w dzieciństwie przysięgał... nie pić jak jego ojciec - podobnie, jak Adam sobie.
Tymczasem Syn wspomina dalej, jak Adam go opuścił w dzieciństwie, upijając się zamiast czekać na niego u dentysty; jak się poranił po pijaku i obwiniał o to jego - Sylwka; jak tygodniami nie wychodził pijany z pokoju; jak nie odpowiadał na listy
z apelami o niepicie, wsuwane pod drzwi; jak pił nadal po szpitalnych odtruciach...
Tak, to wszystko Adam pamięta i to, jak go wyrzucili z pracy na Uniwerku, bo upił się ze studentami na zajęciach o misteriach Męki Pańskiej a potem obrzygał dziekana.
I otchłań kolejnych pobytów w izbie wytrzeźwień.
Ale czy Sylwek nie pamięta, jak Adam chodził z nim do lekarzy?! Wynajdywał mu szkoły?! Jeździł z nim na wszystkie wakacje - w zimie i w lecie?!
Nie, Sylwek pamięta tylko jak tato pił.
I wreszcie Syn wspomina najboleśniejsze - jak Adam opuścił go w okresie matury, choć przyrzekał, że z nim będzie. A czy Syn nie pamięta jak to Adam chodził do nauczycieli
i wychowawców i przygotowywał się z nim razem do matury?! Nie, tylko to, jak tu pił tygodniami i on Sylwek przyjechał go ratować, choć sam już brał narkotyki a mama mówiła, żeby dał tacie zdechnąć:
- Lepiej by zdechł to byłby spokój
- Ja muszę jechać i go uratować... mu pomóc.
- Ale to nie ty przecież możesz mu pomóc! Sam pomocy potrzebujesz pomocy.
- Chcę chociaż spróbować.
I syn był tu przy nim - ojcu, wciąż zapitym i - choć to wtedy życzył mu śmierci,
a nawet chciał go zabić – czuł, że musi ojca uratować i dotrwał do chwili, gdy Adam sam podjął decyzję o trzeźwieniu i leczeniu, porażony nagłym wyobrażeniem takiej rozmowy syna z kolegami:
- A co twój stary robi?
- Nie żyje.
- Na co umarł.
- Zapił się zwariował umarł.
I ta wizja jest przełomem dla Adasia:
"Nie chcę żeby tak musiał odpowiadać! Nie mogę mu tego zrobić! Nie zdoła
z takim piętnem żyć i być szczęśliwy! Nie uwierzy, że się może cokolwiek udać..."
I to go podrywa ku życiu. A jego przykład - Syna.
I oto teraz siedzą naprzeciw siebie - wolni już od przymusu picia i brania:
- Chcę żebyś o jednym wiedział, synuniu.
- No?
- Miałeś prawo życzyć mi śmierci.
- Tak po prostu? To nic złego? - Syn jakby pierwszy raz w życiu dostrzegł Ojca.
- Miałeś masz prawo mnie nienawidzić.
Syn kręci głową z niedowierzaniem i smutną zadumą:
- Co za ulga. A kochać cię mogę?
- Możesz. A ja ciebie?
- Spoko. Przecież mnie kochasz.
- Kocham.
Marek Koterski