O kolekcji włoskich Vogue, o zbiorze starych płyt winylowych Niny Simone i piwnicy pełnej dobrego Porto. Marzę o najlepszym ekspresie do kawy i wygodnym, przeogromnym łóżku, a w nim Jego czekającego na mnie każdego wieczoru. Czekającego na mnie - na piękną i spełnioną kobietę sukcesu. Wciąż rozchwytywaną, pożądaną i seksowną. Skromnie pewną siebie, niezdarnie zabawną i wrażliwie inteligentną.
Jest tysiące rzeczy, którymi chciałabym się zajmować w życiu. Chciałabym całego zaznać, odkryć 1001 smaków. Żyję w obawie, że nie starczy mi sekund, chwil i sił, by wszystko osiągnąć. Jednak staram się, jak Paul Coelho wierzyć, że „Jeśli czegoś naprawdę gorąco pragniesz, to cały Wszechświat potajemnie sprzyja Twojemu pragnieniu”. Myślę, że wiara w marzenia i cele to już duża cześć sukcesu. Oczywiście, nie można siedzieć z założonymi rękoma i czekać, aż samo się wszystko zrobi. Trzeba próbować. Nie jest łatwo, gdy po raz któryś się nie uda, ale w końcu wszystko, co nas niszczy, nas umacnia. Kiedyś będzie nam dane... Po kilku zawodach, trudno znaleźć w sobie nieposkromioną siłę i zapał. Uwierzyć, dać szansę sobie i komuś. Nadać początek temu, co będzie trwać. Zawsze istnieją jakieś możliwości. Sposobność, by czymś, w jakiś sposób osiągnąć co nie co.
Z jednej strony marzę o życiu nieposkromionej karierowiczki na wysokich obcasach. Osiąganiu wszelkich pomyślności. Życiu na szybkich obrotach. Obracaniu się w najlepszych kręgach, a przede wszystkim robieniu tego, co kocham najbardziej! Nie chcę być kurą domową!. Nie dojrzałam do posiadania dzieci. Nie czuję żadnej konieczności w tej dziedzinie. Jestem świadoma tego, że może być kiedyś za późno. Przerwę bieg, zatrzymam się i zdyszana stwierdzę, że jestem za stara, by mieć dzieci. Mam swoje wartości, z klapkami na oczy idę do przodu. Błądzę, myślę, znowu się zatrzymuję – owiana niejasną wątpliwością nie wiem, czego chcę. Czy oby właśnie tego? Czy to mnie uszczęśliwi? Nie potrafię znaleźć złotego środka w obrazie swojej przyszłości. Czarne albo białe. Muszę wybrać. Nie potrafię. Zapominam, udaję, że nic nie było, odkładam wybór na później- trudno.
Przyznam się, uszczęśliwiają mnie rzeczy materialne, tak, sprawiają mi przyjemność. Uzupełniają te wybrakowane cząstki, mojej emocjonalnej frakcji. Może stąd te wszystkie moje nietuzinkowe fantazje. Bo nie sądzę, że nimi chcę wynagrodzić sobie to, co nieosiągalne w innych sferach. Nie możliwe. Po prostu, dobrze jest mieć. Jeszcze lepiej jest mieć więcej. To dokładnie na tej samej zasadzie, jak kupujemy piękną, nową i drogą torebkę dla poprawy nastroju. Czyż nie? Ludzie bez marzeń, celów i treści są nikim. Są puści i achromatyczni. Z zerową ekscytacją brną obojętnie przez życie. Szczerze podziwiam. Jak można w nic nie wierzyć, w siebie w kogoś, w to co się robi. Jest to co najmniej płytkie i nie ma miejscu. To takie piękne, realizować marzenia, krok po kroku dochodzić do czegoś, czy kogoś. Bywa ciężko, bez wsparcia jesteśmy skazani na to, by działać sami. Ale po niemożliwie przebytym szlaku osiągania celów, możemy spocząć na laurach, zadowoleni z tego, co osiągnęliśmy. Nawet najmniejsze i najprostsze marzenia napędzają nas do życia. Konstruują każda sekundę nas samych. Portretują nasze osobowości, ukazują nasze uczucia i możliwości.
Ludzie mają wszelkie urojone marzenia i upragnione cele. Nowy samochód, apartament na Manhattanie, założenie rodziny, otwarcie małego butiku, poznanie drugiej połówki, start w zawodach, czy dobra praca. Każdy ma inne potrzeby i inaczej mierzy. Jednak łączy nas miejsce, w którym żyjemy. Zastanówmy się, może jesteśmy w stanie innym, bliźnim, przyjaciołom, a nawet obcym pomóc w jakiś sposób w realizacji ich marzeń. Będzie nam wszystkim łatwiej. Tak nie wiele potrzeba do szczęścia. Tak nie wiele potrzeba, by dostrzec mnożność naszych wyborów. Gdyby nie oni, nas by nie było!
Jest tysiące rzeczy, którymi chciałabym się zajmować w życiu. Chciałabym całego zaznać, odkryć 1001 smaków. Żyję w obawie, że nie starczy mi sekund, chwil i sił, by wszystko osiągnąć. Jednak staram się, jak Paul Coelho wierzyć, że „Jeśli czegoś naprawdę gorąco pragniesz, to cały Wszechświat potajemnie sprzyja Twojemu pragnieniu”. Myślę, że wiara w marzenia i cele to już duża cześć sukcesu. Oczywiście, nie można siedzieć z założonymi rękoma i czekać, aż samo się wszystko zrobi. Trzeba próbować. Nie jest łatwo, gdy po raz któryś się nie uda, ale w końcu wszystko, co nas niszczy, nas umacnia. Kiedyś będzie nam dane... Po kilku zawodach, trudno znaleźć w sobie nieposkromioną siłę i zapał. Uwierzyć, dać szansę sobie i komuś. Nadać początek temu, co będzie trwać. Zawsze istnieją jakieś możliwości. Sposobność, by czymś, w jakiś sposób osiągnąć co nie co.
Z jednej strony marzę o życiu nieposkromionej karierowiczki na wysokich obcasach. Osiąganiu wszelkich pomyślności. Życiu na szybkich obrotach. Obracaniu się w najlepszych kręgach, a przede wszystkim robieniu tego, co kocham najbardziej! Nie chcę być kurą domową!. Nie dojrzałam do posiadania dzieci. Nie czuję żadnej konieczności w tej dziedzinie. Jestem świadoma tego, że może być kiedyś za późno. Przerwę bieg, zatrzymam się i zdyszana stwierdzę, że jestem za stara, by mieć dzieci. Mam swoje wartości, z klapkami na oczy idę do przodu. Błądzę, myślę, znowu się zatrzymuję – owiana niejasną wątpliwością nie wiem, czego chcę. Czy oby właśnie tego? Czy to mnie uszczęśliwi? Nie potrafię znaleźć złotego środka w obrazie swojej przyszłości. Czarne albo białe. Muszę wybrać. Nie potrafię. Zapominam, udaję, że nic nie było, odkładam wybór na później- trudno.
Przyznam się, uszczęśliwiają mnie rzeczy materialne, tak, sprawiają mi przyjemność. Uzupełniają te wybrakowane cząstki, mojej emocjonalnej frakcji. Może stąd te wszystkie moje nietuzinkowe fantazje. Bo nie sądzę, że nimi chcę wynagrodzić sobie to, co nieosiągalne w innych sferach. Nie możliwe. Po prostu, dobrze jest mieć. Jeszcze lepiej jest mieć więcej. To dokładnie na tej samej zasadzie, jak kupujemy piękną, nową i drogą torebkę dla poprawy nastroju. Czyż nie? Ludzie bez marzeń, celów i treści są nikim. Są puści i achromatyczni. Z zerową ekscytacją brną obojętnie przez życie. Szczerze podziwiam. Jak można w nic nie wierzyć, w siebie w kogoś, w to co się robi. Jest to co najmniej płytkie i nie ma miejscu. To takie piękne, realizować marzenia, krok po kroku dochodzić do czegoś, czy kogoś. Bywa ciężko, bez wsparcia jesteśmy skazani na to, by działać sami. Ale po niemożliwie przebytym szlaku osiągania celów, możemy spocząć na laurach, zadowoleni z tego, co osiągnęliśmy. Nawet najmniejsze i najprostsze marzenia napędzają nas do życia. Konstruują każda sekundę nas samych. Portretują nasze osobowości, ukazują nasze uczucia i możliwości.
Ludzie mają wszelkie urojone marzenia i upragnione cele. Nowy samochód, apartament na Manhattanie, założenie rodziny, otwarcie małego butiku, poznanie drugiej połówki, start w zawodach, czy dobra praca. Każdy ma inne potrzeby i inaczej mierzy. Jednak łączy nas miejsce, w którym żyjemy. Zastanówmy się, może jesteśmy w stanie innym, bliźnim, przyjaciołom, a nawet obcym pomóc w jakiś sposób w realizacji ich marzeń. Będzie nam wszystkim łatwiej. Tak nie wiele potrzeba do szczęścia. Tak nie wiele potrzeba, by dostrzec mnożność naszych wyborów. Gdyby nie oni, nas by nie było!