„Pamiętam, jak biegłem” – zachwycająca powieść drogi, tematu – zdawałoby się – wyeksploatowanego do cna, a jednak przedstawionego w sposób pełen świeżości. Trudno przeczytać tę książkę i szybko zapomnieć o treści, pozostawia bowiem ślad w sercu tak mocny, iż samemu pragnie się wsiąść na rower i przemierzyć drogę najdalszą. Drogę do samego siebie. Smithy’ego Ide’a, głównego bohatera powieści, poznajemy w momencie, kiedy traci obojga rodziców. Jak zwykle ten niemłody już - jak sam mówi o sobie - tłuścioch jest zamroczony alkoholem kiedy dowiaduje się o wypadku samochodowym, w którym uczestniczyli jego rodziciele. Los pozwala mu jednak być przy każdym z nich w momencie śmierci. Po pogrzebie, przeglądając ich korespondencję, natrafia na pismo z Los Angeles. Otwiera. Zawiadomienie z drugiego końca Ameryki o śmierci dawno zaginionej psychicznie chorej siostry; kostnica oczekuje odebrania ciała.. Smithy jest zbyt pijany, by wydarzenia ostatniego czasu mogły do niego głęboko dotrzeć. Będąc w rodzinnym domu, odnajduje swój rower, mały raleigh, który otrzymał w dzieciństwie. Za sprawą niezrozumiałego impulsu wsiada na niego ze swoimi stu dwudziestoma siedmioma kilogramami i zjeżdża z małego wzgórza. W ten dziwaczny sposób rozpoczyna się jego podróż po ciało siostry, Bethany. Autor w lekki, a jednocześnie poruszający sposób, ukazuje drogę Smithy’ego na drugi koniec Stanów Zjednoczonych przeplatając ją wspomnieniami z przeszłości. Bohater powieści spotyka w swej rowerowej trasie ludzi dobrych i złych, zazwyczaj są to mistrzowsko nakreślone przez pisarza typy niegroźnych, zdziwaczałych ludzi z przeszłością, która nie pozwala im normalnie żyć. Epizody te składają się na pewną całość tworzącą niezwykłe tło opowieści. Swoistego rodzaju ogniwa, które łączą w Smithym to, co rozbite w jego duszy na drobne kawałki, uświadamiają mu kwestie głęboko w nim uśpione. Nareszcie ma on „prawdziwe życie” tak różne od monotonnej pracy w fabryce zabawek i pijanych wieczorów, kiedy kolejne piwo zagryzał preclami. Prawdziwe życie, które zmusza go do podejmowania decyzji, do dokonywania wyborów, czego wszak nie czynił wcześniej pozwalając życiu przeciekać między palcami. Nagle zmuszony zostaje przez drogę, przez spotykanych ludzi i wydarzenia, odrzucić bierną postawę i aktywować cząstki siebie. I siłą rzeczy dokonuje się w nim przeobrażenie: z niepewnego siebie człowieka o zaniżonym poczuciu wartości, któremu wszystko jedno, rodzi się człowiek zdolny do ludzkich, naturalnych odruchów. Zaczyna ufać ludziom, cenić ich za najdrobniejsze dobro, które czynią, uczy się rozmawiać o własnych uczuciach. Uczy się też kochać. Bo droga Smithy’ego jest również jego drogą do miłości, która dojrzewa w nim stając się uczuciem wartościowym i upragnionym. Miłości bezinteresownej, najlepszej, jaką mógłby ofiarować i jednocześnie przyjąć, miłości do Normy – silnej kobiety, która nie poddaje się przeciwnościom życia, mimo iż jeździ na wózku inwalidzkim. Droga jest też dla naszego bohatera próbą odpowiedzi sobie na pytania rodzące się jeszcze w dzieciństwie: jak to być mogło, że kochał, a jednocześnie nienawidził swojej pięknej siostry, Bethany? dlaczego jego życie jest nic nie wartym czasem spędzanym na upajaniu się alkoholem, pożeraniu olbrzymich ilości pożywienia i paleniem jednego papierosa za drugim? i – przede wszystkim – dlaczego tak bardzo odczuwa samotność? Intrygującą, smutną i piękną osobą zdaje się być Bethany. Istnieje ona w świadomości Smithy’ego bardzo głęboko, choć nie widział jej od ponad dwudziestu lat. Na pewno w jakiś sposób jej choroba, a co do tego prowadzi – osobliwa natura - stworzyła tego smutnego, zakompleksionego mężczyznę. Bethany jest typem uroczej, pięknej kobiety, w której tkwi złowrogi Głos nakazujący jej krzywdzić innych i siebie - wyrywać sobie włosy i drapać twarz do krwi, skakać z mostu i wiecznie uciekać przed wszystkimi, przed sobą... „Pamiętam, jak biegłem” nie jest zwykłą historią. To magiczna opowieść o podróży w głąb samego siebie, analiza własnego jestestwa, która burzy cały dotychczasowy ład będący jednak niczym więcej jak tylko ogromną pustką. To opowieść o poszukiwaniu sensu istnienia – opowieść z pozytywnym zakończeniem, dającym nadzieje tym, którzy w taką podróż pragnęliby wyruszyć. Ron McLarty Ron McLarty