To właśnie tam Arthur Conan Doyle umieścił akcję swej słynnej powieści „Zaginiony świat” z 1912 roku, o krainie pełnej prehistorycznych zwierząt. I wiedział, co robi! – opowiadał reżyser Pete Docter. – To miejsce spełniało dwa potrzebne nam, a niemal wykluczające się warunki: niecodzienna, bajkowa wręcz sceneria, a jednak realna i wiarygodna.
Ekipa postanowiła zobaczyć te trudno dostępne rejony na własne oczy. Filmowcy dotarli m.in. na szczyt Roraima (2810 m n.p.m.) w Gujanie. Można tam wspiąć się dzięki korzystnemu, naturalnemu ułożeniu skał. – Wyczerpująca wspinaczka to był koszmar – wspominał drugi z reżyserów, Bob Peterson. – Trwała ponad siedem godzin, a my wzięliśmy ze sobą zbyt dużo sprzętu. Gdy dotarliśmy na górę, zapadał już zmierzch. Ogarnęło nas takie zmęczenie, że ledwie byliśmy w stanie rozstawić namioty i przygotować ciepły posiłek. Niektórzy z ekipy płakali, i ze zmęczenia, i ze szczęścia, że to już koniec. Ale to, co zobaczyliśmy o świcie, było wielką nagrodą. Jestem przekonany, że nigdzie indziej na świecie nie ma tak niezwykłych skalnych form. Członkowie ekspedycji musieli stawić też czoło zabójczym mrówkom (ich ukąszenie może zabić w ciągu 24 godzin), uciążliwym moskitom, skorpionom, jadowitym wężom i żabom. Udali się następnie do Kukenan, zwanym także Matawi Tepui, a przez tutejszych Indian Pemon „miejscem zmarłych”. – Ta okolica miała wygląd dużo bardziej surowy, skały były o wiele bardziej masywne – relacjonował scenograf Ricky Nierva. – Spytałem naszego przewodnika, dokumentalistę Adriana Warrena, autora filmu „The Living Edens: The Lost World – Venezuela’s Ancient Tepuis”, ilu ludzi tu przed nami było, może setki? Powiedział, że jego zdaniem można ich liczyć jedynie w dziesiątki. Zespół odwiedził też Salto del Angel czyli Angel Falls (979 m) w Wenezueli, najwyżej położony wodospad na świecie, który zainspirował filmowe Paradise Falls. Filmowcy nakręcili we wszystkich tych miejscach wiele zdjęć, które stały się punktem wyjścia do dalszej pracy. Wykorzystali też mnóstwo innych dokumentów oraz amatorskich filmów i fotografii ukazujących skały i specyfikę tamtejszej flory.
Pete Docter tak wyjaśniał intencje autorów filmu: – Doszliśmy do wniosku, że ucieczka od świata spowoduje, że bohater do niego wróci. Zarówno pełna rozmachu realizacja, jak i przesłanie filmu trafiły do przekonania publiczności i krytykom. „Odlot” to wspaniały film, z niezwykle wiarygodnymi bohaterami, tak wiarygodnymi jak tylko mogą być bohaterowie, którzy większość czasu spędzają, szybując nad deszczowymi lasami Wenezueli. Kolejny majstersztyk Pixara – pisał Roger Ebert z Chicago Sun-Times.
Carl Fredricksen, emerytowany sprzedawca balonów, spełnia swe wielkie życiowe marzenie o dalekiej podróży – za pomocą setek balonów przekształca swój dom w pojazd powietrzny i odlatuje do Ameryki Południowej. Ale przypadkiem zabiera nieplanowanego pasażera, ośmioletniego skauta Russella, pełnego nieuzasadnionego optymizmu, lecz wyjątkowo niezręcznego. W pełnej niebezpieczeństw i zasadzek dżungli przeżyją mnóstwo zdumiewających przygód i zdobędą przyjaciół, o jakich im się nie śniło...
„Odlot” w kinach już od piątku!