Świąteczny sweter przez wiele lat leżał na górnej półce w mojej szafie. Już od dziesięcioleci na mnie nie pasował i gdybym kiedyś nie przeprowadzał się tak często, wcale bym go nie ruszał. A jednak nigdy nie przyszło mi do głowy, żeby go wyrzucić. Przy każdej przeprowadzce delikatnie umieszczałem go w pudle, przewoziłem do nowego domu i starannie układałem na nowej półce, żeby nigdy go nie włożyć.

Czas mijał, ale sam widok swetra zawsze wywoływał we mnie silną reakcję. W przędzę były wplecione resztki mojej dziecięcej niewinności - najsilniejsze żale, lęki, nadzieje, rozczarowania - a potem również największe radości.” – oto chwytająca za serce powieść o chłopięcych wspomnieniach, dotkliwej lekcji jaką udziela życie i prawdziwym znaczeniu prezentów jakie otrzymujemy od naszych najbliższych.
Kiedy Eddie miał 12 lat niczego tak nie pragnął pod choinką jak roweru. Mimo, że po śmierci ojca ich życie z matką stało się trudniejsze a pieniędzy było mniej, Eddie marzył, że matka cudem znajdzie sposób na to by pod choinką czekał na niego wymarzony rower. Zamiast tego, Eddie dostał sweter. „głupi, ręcznie robiony, brzydki sweter”, który rozżalony Eddie zwinął w kłąb i rzucił w kąt pokoju. Głęboko zraniony zrozumieniem faktu, że dzieci nie zawsze dostają to czego chcą i zbyt młody by zrozumieć, że właśnie otrzymał największy na świecie skarb, w te święta Bożego Narodzenia Eddie przechodzi bolesną i smutną podróż z dzieciństwa do dorosłości. Wymaga to od niego wielu poświęceń i ustępstw, ale dzięki pomocy tajemniczego sąsiada Russella, Eddie odnajduje w życiu właściwą drogę i w końcu rozumie prawdziwe znaczenie tego skromnego prezentu jaki matka własnoręcznie wydziergała z miłości swojego serca.

Oparta na osobistych prawdziwych przeżyciach autora powieść "Świąteczny sweter" jest ciepłą i wzruszającą opowieścią o rodzinie, ufności i przebaczeniu, która pozwala nam spojrzeć na nasze własne życie – i, jednocześnie stawia przed nami pytania czy naprawdę wiemy co jest w nim najważniejsze.

Glenn Beck jest autorem książek z pierwszego miejsca listy bestsellerów New York Times, prezenterem telewizyjnym i radiowym.

Fragment:

Pierwszy

Wycieraczki wycinały półkola w białym puchu pokrywającym przednią szybę. To dobry śnieg, pomyślałem, przesuwając się do przodu i kładąc brodę na winylowym oparciu przedniego siedzenia.
- Usiądź prosto, kochanie - łagodnie poleciła mi moja matka Mary.
Skończyła dopiero trzydzieści dziewięć lat, ale z powodu zmęczonych oczu i pasm siwizny w kruczoczarnych włosach ludzie brali ją za dużo starszą. Gdyby wiek człowieka zależał od tego, co w życiu przeszedł, mieliby rację.
- Ale nie widzę śniegu, kiedy siedzę normalnie.
- No, dobrze, ale tylko do tankowania.
Przesunąłem się jeszcze bardziej do przodu i położyłem zdarte tenisówki na garbie, który biegł przez środek naszego starego pinto. Byłem chudy i wysoki jak na swój wiek, więc kolana musiałem przyciągnąć do piersi. Mama mówiła, że na tylnym siedzeniu jest bezpieczniej, ale w głębi duszy wiedziałem, że tak naprawdę nie chodzi o bezpieczeństwo, tylko o radio. Wciąż się nim bawiłem, zmieniałem jej nudnego Perry’ego Como na stację grającą prawdziwą muzykę.
W miarę jak zbliżaliśmy się do stacji benzynowej, widziałem coraz większą część śródmieścia Mount Vernon. Całą Main Street zdobiły po obu stronach tysiące czerwonych i zielonych świątecznych lampek. Gorące letnie dni w stanie Waszyngton były rzadkością, ale kiedy już się trafiały, słupy latarni udekorowane świątecznymi lampkami wyglądały osobliwie. Wisiały do zimy w stanie hibernacji, aż pracownik miasta włączał je i wymieniał żarówki, które się nie obudziły.  Lecz teraz, w grudniu, światełka działały cuda, napełniając dzieci podnieceniem.