Postać starca z workiem prezentów, niezależnie od tego, jak konkretnie jest wyobrażany (w biskupiej infule, czy w czerwonej czapce, z pastorałem, czy z dzwonkami...) i jakie nosi imię (Święty Mikołaj, Santa Claus, Saint-Nicolas, Dziadek Mróz...), jest obecna w wielu kulturach i zwykle wywołuje pozytywne skojarzenia, także u dorosłych.
Można nawet stwierdzić, że potrzebujemy Św. Mikołaja bardzo długo po tym, jak przestajemy wierzyć, że przynosi on nam prezenty. Dlaczego tak się dzieje? Można wymienić co najmniej kilka powodów.

Postać Św. Mikołaja budzi u dorosłych wspomnienia z dzieciństwa. Dla większości z nas są to miłe wspomnienia związane z wymarzonymi prezentami, na które czekało się cały rok, z zabawnymi wpadkami ojców, wujków, dziadków, czy innych panów przebranych za Mikołaja, lub po prostu z domem rodzinnym. Jeśli pytamy dorosłych o najwspanialszy prezent, jaki kiedykolwiek dostali, to najczęściej wymieniają coś, co otrzymali w dzieciństwie „od Św. Mikołaja”. Konika na biegunach, czy mebelki dla lalek, wspominamy cieplej niż otrzymany w wieku kilkunastu lat rower górski, czy snowboard.  Dzieje się tak dlatego, że wtedy wierzyliśmy, że przyniósł je nam tajemniczy starzec w czerwonym ubraniu jako nagrodę za dobre sprawowanie (nawet, jeśli nie było ono tak całkiem dobre).

Jest w tych mikołajowych wspomnieniach coś jeszcze. Przenoszą one nas bowiem na chwilę do innego, lepszego i prostszego świata, w którym było jasne, co jest dobre, a co złe, w którym wystarczyło się tylko starać być dobrym i grzecznym, aby dostać nagrodę, w którym rózga była jedynie niegroźnym ostrzeżeniem, lecz tak naprawdę można było zawsze liczyć na wybaczenie i wyrozumiałość. Tęsknimy za tamtym światem, bo ten, w którym żyjemy jako dorośli, rozlicza nas nie z naszych dobrych intencji i zamiarów, lecz z uczynków i karze nam słono płacić za błędy i zaniechania.

Postać Św. Mikołaja w jakimś sensie ożywia uśpioną w nas dziecięcość, potrzebę wiary, że jest gdzieś ktoś, kto o nas myśli, zna nasze najskrytsze, największe marzenia i pragnie je spełnić, że dla tego kogoś jesteśmy ważni bez względu na to, czy jesteśmy bardziej, czy mniej utalentowani, bogaci, czy biedni i dla kogo nie ma absolutnie żadnego znaczenia, czy dobrze radzimy sobie w życiu. To postać, która odpowiada na naszą potrzebę bycia dostrzeżonym, docenionym i bezinteresownie obdarowanym.

Podarki to najsilniejsze skojarzenie z postacią Mikołaja. Dorośli także ich potrzebują, nawet jeśli tak często temu zaprzeczają. Ponieważ – jak myślą – nie wypada im przyznać się do tego, że wciąż czekają na prezent od Mikołaja, świętują mikołajki z kolegami z pracy lub w gronie przyjaciół. Zakładają czerwone czapeczki z pomponami i po prostu dobrze się bawią. Daje im to namiastkę tej frajdy, którą kiedyś przeżywali.

Potrzebujemy Św. Mikołaja również po to, by móc wcielać się w jego rolę: dosłownie i w przenośni. Któż potrafiłby odmówić sobie przyjemności doklejenia siwej brody i wąsów, włożenia czerwonej czapy i kurtki.... to przecież jedno z najlepszych przebrań. A prawie wszyscy dorośli lubią się przebierać, choć rzadko się to tego przyznają. Przebranie daje możliwość bycia przez chwilę kimś innym niż się jest na co dzień, pokazania się od innej strony, ujawnienia takiej części siebie, która na co dzień jest mniej eksponowana, którą zwykliśmy powściągać, kontrolować. Przebrani za Mikołaja możemy trochę poszaleć, dać wyraz swojemu poczuciu humoru i upust fantazji, wypróbować swoje talenty aktorskie,
a przede wszystkim sprawić dużo radości tym, których kochamy.

Dla większości dorosłych ważniejsza niż otrzymywanie prezentów w Święta jest możliwość obdarowania najbliższych. Tradycja związana z postacią Św. Mikołaja jest tak niezwykła, ponieważ składają się na nią gesty, dzięki którym możemy pokazać innym, jak są dla nas ważni i wyjątkowi, ile znaczą w naszym życiu.

Św. Mikołaj jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych symboli Świąt. Jego wizerunek obecny w reklamach i witrynach sklepowych już pod koniec listopada wprowadza w nastrój radosnego podniecenia, zapowiada czas relaksu, spotkań z bliskimi, oderwania się od codzienności, dzięki czemu możemy pogodniej znieść przygnębiający koniec jesieni i początek zimy.


Dr Małgorzata Babiuch-Hall
Wydział Psychologii
Uniwersytet Warszawski
fot. Coca Cola