Agnes to prawdziwa szczęściara – wyrwała się z sennego miasteczka i samodzielnie układa sobie życie w stolicy. Ma prestiżową posadę, wspierającą ją rodzinę, kochającego chłopaka i oddaną przyjaciółkę, którą zna na wylot.

A może jednak nie? Nagle bezpieczny świat Agnes zaczyna się rozsypywać. Po odrzuceniu zalotów szefa traci pracę, ukochany porzuca ją dla atrakcyjnej piosenkarki, a później jest już tylko gorzej. Jak mówi jej przyjaciółka – w życiu każdego następuje punkt zwrotny. Czy nowa, od początku kręta droga, powiedzie Agnes do sukcesów zawodowych i osobistego szczęścia? Żółte cytrynki to opowieść o odnajdywaniu siebie, miłości i przyjaźni, odwadze podejmowania ryzyka i dokonywania wyborów.

To wciągająca książka, która na długo pozostawia w czytelniku uczucie wewnętrznego ciepła.


Kajsa Ingemarsson - poczytna powieściopisarka szwedzka o niezwykle ciekawym życiorysie. Zajmowała się tłumaczeniem, aktorstwem i pisaniem scenariuszy, znana jest z programów radiowych i telewizyjnych, ale pracowała także dla kontrwywiadu. Wyostrzony zmysł obserwacji mistrzowsko wykorzystuje w swoich pełnych humoru i ciepła powieściach. Posiada cenną umiejętność zajmowania czytelnika i naprowadzania go na trop spraw na pozór ukrytych. Z sympatią pisze o ludzkich dziwactwach i słabościach. Lektura jej książek skutecznie poprawia humor. Jej styl porównywany jest do stylu Anny Gavaldy. Żółte cytrynki długo triumfowały na liście bestsellerów w Szwecji z wynikiem ponad pół miliona sprzedanych egzemplarzy.

Fragment "Żółtych cytrynek"

W kamienicy było cicho, kiedy weszła do windy, zbyt zmęczona, by wchodzić na trzecie piętro. Nawet z mieszkania Kummela nie dochodził żaden dźwięk. Może nie było go w domu? Albo zepsuł mu się odtwarzacz? Och, jak dobrze by było! Ostatnio jego gust muzyczny zaczął wykazywać jeszcze większe zróżnicowanie, kiedy puścił Elvisa i starego blues’a. Któregoś ranka dopełnił to wszystko Doorsami. Agnes nie wiedziała, co ma o tym myśleć. Żartował sobie z niej? W każdym razie wyciągnęła dwa wnioski z muzyki, której słuchał. Po pierwsze, był okresowym słuchaczem. Słuchał tej samej płyty kilka razy pod rząd, po czym zmieniał na coś zupełnie innego. Tak było z Bobem Dylanem. Przez kilka dni słuchał go na okrągło, aż chciało jej się wymiotować. A potem nagle koniec. Drugi wniosek jest taki, że nie słucha niczego, co zostało wyprodukowane przez ostatnie dziesięć lat. Czy nie jest przypadkiem za młody, żeby tak całym sercem oddawać się nostalgii?
    Otworzyła drzwi do mieszkania i weszła do środka. Zapaliła światło w przedpokoju i zdjęła buty. Przyzwyczaiła się wracać do pustego mieszkania. Czasami nawet to doceniała. W zasadzie zazwyczaj stało ono puste, nawet kiedy mieszkał tu jeszcze Tobias. Ale teraz było ono puste w inny sposób. Naczynia, które stały w zlewie, były jej. Niepościelone łóżko pachniało nią, nikim innym. Jeśli włączy magnetofon, to usłyszy Alicię Keys, ponieważ jest to jedyna płyta, której ostatnio słuchała. Mleka w lodówce starczy jeszcze na poranną kawę, ponieważ nie było nikogo innego, kto by je wypił, a pianka do włosów nie skończy się, nim ona sama nie wyciśnie ostatniego kleksa. Na pewno istnieją plusy pustego mieszkania. Trzeba sobie tylko o tym czasami przypominać.