Warsztaty chodzenia boso po rannej rosie? Oczyszczanie duszy i ciała w weekend? A może wirtualne medytacje zen? Wszystkim zmęczonym życiem i cywilizacją warto podsunąć inne, znacznie prostsze wyjście: sprawcie sobie psa. Tak właśnie zrobił autor znakomitych powieści Dean Koontz, w którego życiu pewnego dnia zamieszkała niezwykła golden retrieverka Trixie, i który opisuje to w pełnej humoru autobiograficznej książce "Wielkie małe życie".
Od razu jednak ostrzeżenie: pies może wprowadzić w nasze życie zmiany radykalne i nieoczekiwane. Oto nagle zaczynamy chodzić na spacery cztery razy dziennie i nawiązywać znajomości z kompletnie obcymi ludźmi, znanymi jako „pani Tytana” oraz „pan Kropeczki”. Tarzamy się po dywanie, warcząc i porykując. Bez skargi wstajemy w niedzielę rano, żeby zdążyć na zajęcia do psiej szkoły. Braki w dostawie ulubionej karmy oraz piłeczka pod kanapą stają się ważniejsze niż skoki na giełdzie, i już wcale nie jest takie pewne, do kogo należy fotel przed telewizorem. I jeszcze bardziej przerażające: zwalniamy jakoś. Oddychamy głębiej. Jacyś jesteśmy dziwnie pogodni i spokojni, zauważamy pory roku i wiewiórki w parku, i zasypiamy przy wieczornych wiadomościach, z ukochanym kłębkiem futra u boku. A to wciąż nie wszystko.
Wie to każdy szczęśliwy przyjaciel psa: nieważne, czy jesteśmy sławnymi i bogatymi właścicielami willi w Kalifornii, czy należymy raczej do tej drugiej połowy ludzkości – pies i tak zawsze da nam więcej, niż posiadamy. Jak odkrywa Dean Koontz w swojej ujmującej, dowcipnej i bardzo intymnej chwilami opowieści, pies to nie tylko przysłowiowa już wierność i miłość, bezgraniczne zaufanie i zdolność wybaczania. Pies to także sama kosmata radość życia, dziecięca otwartość i zdziwienie, zachwyt codziennością i intensywne, całym sobą bycie TERAZ. A także pełna stoicyzmu akceptacja wszystkiego, co niesie życie: również odchodzenia. Kochający i kochany pies – golden retriever, york czy kundelek – zmienia nas jak najlepszy psychoterapeuta, cierpliwie, delikatnie i skutecznie. A jedną z wielu zalet tej najmilszych ze wszystkich terapii jest to, że wynagrodzenie pobiera w chrupkach, pluszakach i drapaniu po brzuchu. Choć zdaniem Trixie niektórzy ludzie to ciężkie przypadki, warto spróbować.
– Nie jesteś tylko psem. Mnie nie nabierzesz. Wiem, kim naprawdę jesteś.
Jakby w odpowiedzi uniosła łeb, odchyliła go lekko do tyłu, i spojrzała na mnie z czymś, co można by nazwać zastanowieniem. Golden retrievery mają ruchliwe brwi, które pozwalają im przybierać wiele różnych wyrazów pyska. Nigdy wcześniej nie zareagowała w ten sposób, i rozbawiła mnie, bo jej mina wydawała się znaczyć: „Ojej, chyba się wydało”. - fragment
Komentarze czytelników:
Wspaniała książka pisana prosto z serca. Doprowadzi Cię do śmiechu i do łez, ale nigdy nie znudzi. Znając radość posiadania psów i smutek ich utraty, doskonale rozumiem emocje autora. Książka obowiązkowa!
Przeczytałem książkę Marley i ja oraz opowieść o kocie Dewey’u, ale ta książka przenosi nas na kolejny, wyższy poziom. Dean Koontz uchwycił momenty, których doświadczamy żyjąc z psim przyjacielem, i opisał je w sposób, który nieustannie przypomina o wyjątkowej roli, jaką pełnią w naszym świecie psy.
Dean Koontz (ur. 1945) – pisarz amerykański, którego książki wielokrotnie zajmowały pierwsze miejsce w rankingu „New York Timesa” i zostały przetłumaczone na 38 języków. Ukończył studia na Shippensburg State College (obecnie Shippensburg University). Będąc w ostatniej klasie wygrał konkurs literacki organizowany przez Atlantic Monthly. Pierwszą pracą, jaką rozpoczął po studiach, była pomoc upośledzonym społecznie dzieciom. Później pracował jako nauczyciel angielskiego. Wtedy też wydał pierwsze trzy powieści. Jego kariera pisarska nie mogłaby się rozwinąć gdyby nie wsparcie żony, Gerdy, która przejąwszy rolę osoby utrzymującej dom, umożliwiła Deanowi skupienie się wyłącznie na pracy. Autor powoli zyskiwał coraz szerszą rzeszę zwolenników. Prawdziwym przełomem była powieść Szepty, która ostatecznie utrwaliła jego wizerunek oryginalnego pisarza. Kolejne książki tylko przypieczętowywały jego pozycję: przetłumaczono je na trzydzieści osiem języków, a sprzedano w łącznym nakładzie czterystu milionów egzemplarzy. Liczba ta co rok się powiększa o kolejne siedemnaście milionów. Koontz mieszka z żoną w Kalifornii, z dala od medialnego szumu, gdyż, jak twierdzi, najbardziej ceni sobie spokojne i uporządkowane życie.