18
Kapitana M. spotkałam w klubie, któregoś wczesnojesiennego, ale bardzo zimnego i ponurego dnia. Było pusto, jak zawsze po wakacjach. Tylko po kei włóczył się samotny podchorąży, ze znudzeniem robiąc obowiązkowy obchód. Korzystając z okazji, zaczęłam wypytywać kapitana o projekt. Opowiedział mi co nieco i powiedział, że może pokazać mi materiały. Miał je przy sobie, bo na dniach miał się spotkać z potencjalnym sponsorem. Mówił, o tym, że załoga "H." przejdzie na nową łódkę - cacko. V.O.60 - jedna z najpiękniejszych, najwspanialszych maszyn regatowych, jakie można sobie było wyobrazić. Jak z zachodnich reklamówek, które nam, na tym żeglarskim zadupiu, jakim jest Gdynia, wydawały się nierealne. Dwadzieścia trzy metry długości, dwadzieścia sześć metrów wysokości masztu, tytanowy maszt i bomy. Powierzchnia żagla - olbrzymia, idąca w setki metrów kwadratowych, porównywalna do trzech czwartych powierzchni ożaglowania "Pogorii" - polskiego żaglowca, o długości około pięćdziesięciu metrów i o trzech trzydziestometrowych masztach.
Kapitan zaprosił mnie do "Burego". Usiedliśmy przy stole. Oglądałam materiały sponsorskie, a kapitan postawił mi "Kubusia" bananowego. Właściciel knajpki, która zwykle o tej porze roku jest zamknięta, siedział naprzeciwko. Rozmawialiśmy o projekcie, o tym ile "H." zarobił dla dotychczasowych sponsorów i jakie możliwości ma nowy jacht. Nagle, ni stąd ni zowąd, M. wypalił:
- Ty, to byś mnie rozruszała. Taka ładna dziewczynka.
- Dziękuję. - nie zwracałam uwagi na to, co mówił, przyzwyczajona do tego rodzaju uwag.
- Chociaż z drugiej strony, gdy na ciebie patrzę, myślę, że mogłabyś mnie wykończyć.
- Pokonałbyś ją doświadczeniem. - W. zaśmiał się.
- No nie wiem. - wypaliłam, jak zawsze w takich sytuacjach, bezmyślnie.
- Ale ja wiem, robię to od czterdziestu lat.
- Mhmm…
- Ale z żoną, to rzadko. Żona jest jak siostra, z nią to jak kazirodztwo prawie. Bardzo ją kocham, ale do seksu wolę młode dziewczyny. Z resztą, nie wiem, czy wiesz, ale młodym kobietom seks bardzo poprawia urodę.
- Zapewne czytał pan artykuł w ostatnim "Newsweeku" - o tym, że zdrada jest modna.
- Ależ tam, to były chore przypadki. Ja tego wcale nie uważam za zdradę. Zdrada, to by była, gdyby żona wiedziała, gdyby ją to bolało. A tak, to jest czysty seks, na zasadzie wyłącznie sportowej.
- Ciekawa moralność. To może porozmawiamy jednak o tej załodze? - właściwie wciąż nie brałam tego wszystkiego poważnie. M. raczej mnie rozśmieszył, niż oburzył.
- To może ja was zostawię? Tu macie kanapkę. - W. wskazał drewnianą ławę.
- Eee… Twardo. - odezwałam się, byle się odezwać i nie pokazać, że byłam mimo wszystko nieco zbita z tropu.
- Tym lepiej. - M. nie zmieniał tematu - Po co ma być miękko? Ale ja, to bym się o ciebie bał, bo widzisz, ja mam dużego członka, osiemnaście centymetrów.
- Wspaniale. - mruknęłam na odczepnego i próbowałam powstrzymać śmiech.
- Ale… Jak bym ci dogodził, to potem zaczęła byś za mną chodzić. To by utrudniało sprawę. Była kiedyś taka, co za mną aż ze Śląska przyjeżdżała.
- Nie mam zwyczaju łazić za facetami.
- To bardzo dobrze, bo widzisz, ja mogę godzinę bez wyjmowania, zegarkiem w ręku.
"Chyba ze spodni" - pomyślałam.
- Idę do P. - W. wyszedł.
- No… Oleńko… Widzisz, jak ładnie do ciebie mówię? Co ty na to? Teraz nie mamy już świadków.
- Jednego już mieliśmy.
- Co tam on… On nic nie słyszał. Proponuję hotel, ja płacę.
- Widzę, że zaczyna pan całkiem na poważnie. - poczułam się już nieco nieswojo.
- No a co ty myślałaś… Oleńko… Ja cię błagał nie będę, ale przemyśl to sobie. Co byś za to chciała. Załogę? Pomyślimy.
Nic nie odpowiedziałam.
- No… Zastanów się nad tym, mówię całkiem poważnie.
- Może jednak zmieńmy temat. Ja przyszłam obejrzeć materiały.